Red Bull Racing wygrał wszystkie tegoroczne wyścigi Formuły 1, a Max Verstappen jest niepokonany od dziesięciu Grand Prix i ustanowił w ten sposób nowy rekord wszech czasów. Wiele wskazuje na to, że imponująca seria "czerwonych byków" dobiegnie końca przy okazji GP Singapuru. Po raz pierwszy od GP Rosji w roku 2018 obaj kierowcy Red Bulla nie awansowali do Q3 w kwalifikacjach.
Słabe tempo Maxa Verstappena i Sergio Pereza w kwalifikacjach na Marina Bay jest potwierdzeniem problemów, jakie Red Bull miał we wcześniejszych treningach. Holender odpadł z jedenastym czasem, a dodatkowo znajduje się pod lupą sędziów w związku z kilkukrotnym blokowaniem innych kierowców.
- Kwalifikacje były gorsze niż zakładałem. Wiedziałem, że trudno będzie nam o pole position, ale nie spodziewałem się aż takiego wyniku - przyznał aktualny mistrz świata przed kamerami Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Kowalski wywołał wtedy skandal. "Lekcja została odrobiona"
- Przez cały weekend mamy problemy. Trzeci trening nie był taki zły, wypróbowaliśmy kilka rzeczy jeszcze przed kwalifikacjami, ale ostatecznie uczyniliśmy bolid niemal niezdolnym do jazdy. Samochód miał problemy na hamowaniach. Za każdym razem, gdy mocno hamowałem, moje przednie koła się ślizgały. To było szokujące doświadczenie - dodał Verstappen.
Holender w przeszłości wygrywał już wyścigi F1 po startach z odległych pozycji, bo Red Bull ma imponującą przewagę tempa nad rywalami. W Singapurze sytuacja wygląda jednak inaczej. Dlatego 25-latek nie wierzy w zwycięstwo w niedzielnym Grand Prix. - Nie, na pewno nie - odpowiedział Verstappen zapytany o to, czy ma nadzieję na podium w GP Singapuru.
- W Singapurze nie chodzi o to, by mieć dobry bolid w wyścigu. Tutaj jest bardziej jak w Monako. Kluczowe są kwalifikacje. Nawet biorąc pod uwagę zużycie opon i przewagę tempa, trudno jest kogoś wyprzedzić. Dlatego czeka mnie długie i trudne popołudnie. Oby nie było wielu samochodów bezpieczeństwa na torze, tak aby ten wyścig się szybko skończył - podsumował Verstappen.
Pole position do niedzielnego wyścigu zdobył Carlos Sainz z Ferrari.
Czytaj także:
- Hamilton ma dość dyskryminacji w F1. Wzywa do działania
- Puszka pandory w F1. Mercedes też wytoczy proces sądowy?