Cenzura w F1 stała się faktem. "Nie można używać wyścigów do prywatnych celów"

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Mohammed ben Sulayem (z lewej), Helmut Marko (w środku) i Christian Horner
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Mohammed ben Sulayem (z lewej), Helmut Marko (w środku) i Christian Horner

FIA zabroniła kierowcom od roku 2023 zabierania głosu w sprawach politycznych, a Lewis Hamilton grozi przez to zakończeniem kariery w F1. Mohammed ben Sulayem nie przejął się jednak słowami Brytyjczyka. Prezydent FIA jest nieugięty.

Pod koniec grudnia wyszło na jaw, że FIA wprowadziła poprawki do regulaminu sportowego na sezon 2023. Dotyczą one zakazu zabierania głosu ws. politycznych i światopoglądowych. Kierowcy Formuły 1 oraz innych dyscyplin będą musieli wystąpić ze specjalnym wnioskiem do światowej federacji, jeśli będą chcieli skomentować bieżące wydarzenia.

To znaczący zwrot w polityce FIA i F1, bo do niedawna Lewis Hamilton i Sebastian Vettel chętnie wykorzystywali wyścigi do promocji swoich przekonań. Brytyjczyk zachęcał do walki z rasizmem, zaś Niemiec podejmował działania promujące ochronę środowiska naturalnego.

Hamilton już zapowiedział, że jeśli nie będzie mógł zabierać głosu ws. potylicznych, to "raczej nie będzie brał udziału w wyścigach". Słowa kierowcy Mercedesa nie zrobiły wrażenia na Mohammedzie ben Sulayemie. Prezydent FIA nie zamierza zmieniać zdania w tej sprawie.

ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą

- Jesteśmy zaniepokojeni budowaniem mostów. Możesz używać sportu dla względów pokojowych. Jednak jednej rzeczy w FIA nie chcemy. Chodzi o to, by nie wykorzystywać wyścigów pod egidą FIA do prywatnych celów - powiedział ben Sulayem agencji Reuters.

- Odwróćmy się od sportu. W czym kierowca jest najlepszy? W prowadzeniu samochodu. W tym są dobrzy, na tym opierają swój biznes, dzięki niemu są gwiazdami. Nikt ich nie zatrzymuje w tej kwestii. Mają inne platformy, by wyrażać to, co chcą - dodał prezydent FIA.

W padoku F1 panuje przekonanie, że nowy zakaz to ukłon FIA w stronę państw Bliskiego Wschodu, który zaczęły płacić fortunę za obecność w królowej motorsporu. Tymczasem Hamilton, Vettel i inni kierowcy często uderzali w takie kraje jak Arabia Saudyjska, Katar czy Bahrajn, gdzie regularnie łamane są prawa człowieka.

Z tego też powodu Hamilton i Vettel w Grand Prix rozgrywanych na Bliskim Wschodzie korzystali m.in. z kasków pomalowanych w barwy tęczy, aby wyrazić wsparcie dla społeczności LBGTQ+.

Jednak ben Sulayem odrzuca sugestie, że FIA pod jego wodzą zamyka usta kierowcom. - Mam swoje osobiste przekonania, ale to nie znaczy, że wykorzystuję FIA do ich promowania. Wierzę, że federacja powinna być neutralna. Potrzebujemy supergwiazd, aby tworzyć ten sport - skomentował Emiratczyk, który zapowiedział surowe karanie kierowców, jeśli nie będą przestrzegać nowego zakazu.

- Jeśli chcesz coś zrobić, musisz mieć pozwolenie. Jeśli nie, to jest tak samo jak z każdym innym błędem, chociażby z przekroczeniem prędkości w alei serwisowej. Jeśli coś zrobisz, to bardzo jasne, co dostaniesz w zamian - podsumował ben Sulayem.

Czytaj także:
Tak Formuła 1 marnuje fortunę. "Nie dało się tego zrobić gorzej"
Wielokrotny mistrz świata wygrał z fiskusem. "Urządzono polowanie na czarownice"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty