Na przestrzeni ostatnich lat hiszpański fiskus i prokuratura brały na celownik największe gwiazdy sportu. Postępowania prowadzone przez służbę kończyły się często ugodami, w ramach których m.in. Cristiano Ronaldo, Lionel Messi czy Luka Modrić zgodzili się zapłacić kwoty, na jakie rzekomo mieli oszukać Hiszpanię. Piłkarze Realu Madryt, FC Barcelony i innych klubów godzili się w ten sposób na dobrowolne poddanie się karze.
Część sportowców zaczęła walczyć o swoje. Sprawiedliwość wywalczył m.in. Xabi Alonso, po tym jak sąd orzekł, iż zarzuty fiskusa i prokuratury dotyczące unikania płacenia podatków były bezpodstawne. Niedawno korzystny dla siebie wyrok usłyszał Sito Pons. Były motocyklowy mistrz świata również został oskarżony przez służby o malwersacje podatkowe. Prokuratura domagała się dla niego aż 24 lat więzienia. Pons został jednak oczyszczony z wszelkich zarzutów.
Nieudolne działania hiszpańskiego fiskusa
W poniedziałek wygraną z fiskusem ogłosił Jorge Lorenzo. Hiszpańskie Ministerstwo Skarbu domagało się od trzykrotnego mistrza świata MotoGP zapłaty ponad 10 mln euro rzekomo zaległych podatków - poinformował "El Confidencial". Sprawa dotyczyła roku 2016.
ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą
To kolejny korzystny wyrok dla Lorenzo. Wcześniej hiszpański Skarb Państwa domagał się od byłego mistrza świata MotoGP ponad 35 mln euro z tytułu niezapłaconego podatku dochodowego w latach 2013-2015.
Inspektorzy skarbówki próbowali udowodnić przed sądem, że Lorenzo w roku 2016 spędził co najmniej 183 dni na terenie Hiszpanii, przez co powinien był zapłacić podatki w tym kraju, pomimo posiadania tytułu rezydenta podatkowego w Szwajcarii.
Fiskus dowodził też, że Hiszpania to miejsce pracy Lorenzo. "W tym celu należy wziąć pod uwagę, że spośród 18 wyścigów składających się na mistrzostwa, aż cztery odbywają się w Hiszpanii. Żaden nie miał miejsca w Szwajcarii" - napisano w akcie oskarżenia, do którego dotarł "El Confidencial".
Obrońcy Lorenzo wskazywali, że motocyklista nie ponosi odpowiedzialności za to, w jakich państwach odbywają się wyścigi i testy MotoGP. Sędzia prowadzący zgodził się z tą argumentacją. Przeanalizował też dokumenty, z których wynikało, że Lorenzo zapłacił podatki w Szwajcarii w roku 2016. Tym samym wniosek o zapłatę 7,8 mln euro podatku i 3,6 mln euro kary hiszpańskiemu fiskusowi został odrzucony.
Polowanie na czarownice
Jorge Lorenzo wyprowadził się do Szwajcarii przed wieloma laty. Hiszpan pierwszy tytuł mistrza świata MotoGP wywalczył w roku 2010, co wiązało się ze sporą podwyżką, jak i zwiększonym zainteresowaniem sponsorów. Przeprowadzka do Lugano była dla niego korzystna pod kątem podatkowym, jak i sportowym.
Lugano to niewielkie miasto położone niedaleko granicy z Włochami. Dojazd do Mediolanu zajmuje niespełna godzinę. Na dodatek europejska fabryka Monster Energy Yamaha MotoGP, wieloletniego zespołu hiszpańskiego motocyklisty, oddalona jest o 60 kilometrów. Dlatego Lorenzo łatwiej było odwiedzać siedzibę zespołu mieszkając w Szwajcarii.
"Wiele wycierpiałem przez te pięć i pół roku. Jako profesjonalista zawsze starałem się skupić na wyścigach i izolować od hałasu związanego z działaniem osób trzecich. Muszę jednak przyznać, że presja i nękanie spowodowane przez niesprawiedliwe i pokręcone oskarżenia hiszpańskiego fiskusa, odbiły się negatywnie na moim życiu osobistym. Złamali mnie pod względem mentalnym, co nigdy nie udało się moim rywalom" - napisał Lorenzo w oświadczeniu do dziennikarzy, po tym jak korzystny dla niego wyrok ujrzał światło dzienne.
35-latek podkreślił, że szwajcarskie służby już na samym początku postępowania przekazały dokumentację stronie hiszpańskiej i zapewniały, że Lorenzo zapłacił podatki w Szwajcarii. "Oni jednak wszystko podważali" - ujawnił były mistrz świata i zdradził, że skarbówka "zasypała sponsorów i zespół setkami wniosków i pism".
"Nie chodziło jedynie o uzyskanie informacji, ale też o zdyskredytowanie mojej osoby wśród opinii publicznej, przedstawienie mnie w mediach jako oszusta podatkowego. Posunęli się nawet do tego, że wysłali kilku agentów do padoku, by zmusić mnie do podpisania różnych dokumentów. Raz doszło nawet do sytuacji, gdy ci ludzie zablokowali mój wyjazd na tor, gdy szykowałem się do wyścigu" - dodał Lorenzo.
Hiszpan podkreślił, że wyrok uniewinniający "nie naprawi wyrządzonych szkód". "Nie dostałem żadnych przeprosin, publicznych czy prywatnych, żadnego listu czy telefonu. Dosłownie nic" - wyjawił były mistrz MotoGP.
Lorenzo podkreślił, że podatki są czymś "niezbędnym" i jeśli tylko administracja dobrze wykorzystuje otrzymane w ten sposób środki, to jest to dla niego powód do dumy. "Niezaprzeczalne jest jednak to, że podatki muszą być płacone tam, gdzie się mieszka. Hiszpańska skarbówka rozpoczęła polowanie na czarownice i myślała, że znalazła kozła ofiarnego. Myliła się. Tyle tylko, że nikt nie zwróci mi bezsennych nocy i spokoju, którego potrzebowałem, aby skupić się na wyścigach" - podsumował Lorenzo, który w roku 2019 zakończył karierę.
Długa lista ofiar hiszpańskiego fiskusa
Na przestrzeni lat lista ofiar hiszpańskiego fiskusa znacząco się wydłużyła. Znalazły się na niej gwiazdy Realu Madryt i FC Barcelony, trenerzy, przedstawiciele innych dyscyplin sportowych, a nawet celebryci. Znany w tym kraju youtuber El Rubius postanowił nawet wyprowadzić się do Andory, aby nie być ciągle nękanym przez fiskusa.
Wcześniej na nękanie "nie do zaakceptowania" narzekała Shakira, która przez lata mieszkała w Hiszpanii ze względu na życie w związku z piłkarzem Gerardem Pique. Kolumbijską piosenkarkę oskarżono o oszustwa podatkowe rzędu 14,5 mln euro w latach 2012-2014. Prokuratorzy zażądali dla artystki 8 lat i 2 miesięcy więzienia. Shakira nie zgodziła się na proponowaną ugodę, zgodnie z którą miała zapłacić fiskusowi 24 mln euro i zdecydowała się na proces.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Nie będzie nowego zespołu w F1? Kolejne problemy Amerykanina
Kolejne problemy z kryptowalutami. Ferrari straciło miliony dolarów