Po tym jak Władimir Putin wydał rozkaz do ataku na Ukrainę, wiele zachodnich marek postanowiło wycofać się z Rosji. Niektóre z nich zrobiły to pod naporem oczekiwań klientów, którym nie podobało się funkcjonowanie na terenie kraju-agresora. Tymczasem w rosyjskich sklepach nadal można kupić napoje energetyczne spod znaku Red Bulla.
Firma z Austrii wprawdzie ograniczyła kontrakty sponsorskie z rosyjskimi sportowcami, czego efektem było m.in. zakończenie współpracy z zespołem Kamaz startującym w Rajdzie Dakar, ale nie wycofała się całkowicie z Rosji. Wywołało to gniew wśród aktywistów. W czwartek przełożyło się to na konkretne działanie.
Aktywiści zrzeszeni w Ukraińskim Projekcie Solidarności pojawili się przed siedzibą Red Bulla w Salzburgu, gdzie rozstawili baner o powierzchni 400 metrów kwadratowych. Przedstawiono na nim prezydenta Rosji siedzącego na byku - zwierzęciu widniejącym w logo austriackiej marki. Na transparencie znalazł się wymowny napis "Red Bull dodaje Putinowi skrzydeł".
Zdaniem aktywistów, Red Bull poprzez dalszą obecność w Rosji finansuje morderczy reżim Putina, bo płaci podatki w Rosji i zagraża globalnej solidarności w obliczu wojny prowadzonej przez moskiewskiego dyktatora.
Uczelnia Yale, która od początku wojny w Ukrainie prowadzi "listę wstydu" obejmującą firmy ciągle działające w Rosji, zwróciła uwagę na to, że z kraju rządzonego przez Putina wycofali się konkurenci Red Bulla - Pepsi oraz Coca-Cola. "Red Bull wstrzymał jedynie akcje marketingowe w Rosji i nowe inwestycje" - zaznaczono w raporcie Yale.
Aktywistom z Ukraińskiego Projektu Solidarności udało się rozwiesić baner przed siedzibą Red Bulla, po tym jak zmylili ochronę i dotarli przed główne wejście do budynku. "Czerwone byki" już zareagowały na akcję protestacyjną. Właściciel firmy produkującej napoje i zespołu Formuły 1 wydał oświadczenie, w którym poinformował, że w następstwie wojny w Ukrainie zawiesił inwestycje w Rosji.
Czytaj także:
Hamilton zdetronizowany. Rekordowe zarobki Verstappena ujawnione
Głośny powrót do Red Bulla stał się faktem. To ostatnia szansa kierowcy w F1
ZOBACZ WIDEO: Hit sieci. Siedział na trybunach, wziął piłkę i zrobił to