22 sierpnia w czeskich Pardubicach rozgrywany był Challenge do Grand Prix na sezon 2022 na długim torze. Bernd Diener po dwóch seriach startów miał na swoim koncie sześć punktów i pozostawał w walce o cztery miejsca premiowane awansem.
W trzeciej serii przy nazwisku Niemca pojawił się jeden punkt i szansa na sukces nieco odjechały. Niestety dla Dienera, w dziewiętnastej gonitwie dnia doszło do groźnego karambolu.
Brytyjczyk Jake Mulford spowodował upadek swój i Maxa Dilgera, a Diener nie zdołał ich ominąć i najechał na maszynę swojego rodaka. - Ten wypadek był... zbędny. Świetnie się czułem na tym torze, nie miałem żadnych problemów, ale uważam, że niektórzy młodzi zawodnicy nie są wystarczająco przygotowani do tego sportu - mówi Diener w rozmowie ze Speedweek.com.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Cellfast Wilki Krosno z najtrudniejszym kalendarzem na start sezonu w eWinner 1. Lidze?
Konsekwencją upadku było złamanie uda u weterana długich torów. Urazu nabawił się także Max Dilger. Diener szybko wrócił do kraju i udał się do kliniki w Offenburgu, bowiem nie chciał przechodzić operacji w Czechach.
- Przez trzy tygodnie wolno mi było obciążać nogę, ale w niewielkim stopniu. Dopiero później mogłem jej używać na sto procent - dodaje Diener, który trzy tygodnie przechodził rehabilitację w Berghaupten, a po dwóch miesiącach zdołał wrócić do pracy.
Bernd Diener wrócił już do jazdy na dwóch kółkach, ale na razie tylko na rower. Ze względu na strach przed zarażeniem się wirusem COVID-19 nie trenuje pływania, co w przeszłości robił regularnie. A co z powrotem na tor? - Najpierw chcę być sprawny w 100 proc. - dodaje mistrz Europy na torze trawiastym z 1999 roku.
Czytaj także:
Opowiada, co spotkało go w Afryce. "Dwie osoby zachorowały na Omikron i się zaczęło
Do końca życia nie zapomni kontroli paszportowej w Polsce. "To jakieś wariactwo!"