"Samo trenutek" (chwileczkę) - ozwał się w ojczystym języku Słoweniec Matej Zagar. "Koliko dolgo traja potovanje?" (jak długo trwa podróż?) - zasępił się młody żużlowiec z Ljubljany. "Pytasz o Anglię, tak? Około 20 godzin, ale do dobrej szkoły warto przejechać setki kilometrów" - odpowiedział ojciec Mateja, France Zagar. Tata docenia zalety brytyjskiego uniwersytetu tym bardziej, że sam nigdy nie miał szans ścigać się w Anglii, a wiadomo, że nieodgadniony ląd zawsze przyciąga żądnych nauki i przygód. France szykował syna do pierwszej eskapady na Wyspy do Trelawny i wymieniał uwagi z Matejem w języku słoweńskim. Piękno tej barwnej mowy zrodziło się w ustach wielkiego poety, nieszczęśliwie zakochanego hulaki i społecznego wyrzutka jakim był France Preseren. W czasach kiedy językiem literackim był niemiecki, wiersze Preserena ustanowiły podstawy języka słoweńskiego. France wydobył zeń wrażliwość i oryginalność. Preseren pochodził z maleńkiej wioski Vrba nieopodal przepięknego jeziora Bled i choć jego matka pragnęła, aby wykształcił się na prawnika, France wolał spoglądać ku szczytom, łąkom i gwarnym gospodom, w których było "zelo glasna" (bardzo głośno). Nie był w stanie oprzeć się kobiecemu pięknu i omal nie popełnił samobójstwa, gdy jego kwiecista mowa oraz knajpiane burdy nie wywarły wrażenia na bogatej pannie z mieszczańskiego domu – Juliji Primić. Do dziś nauczyciele w słoweńskich szkołach podkreślają, że Julija wychodząc za mąż za Niemca była nieszczęśliwa, a France napisał wówczas swoje najpiękniejsze wiersze. Cierpienie uszlachetnia... France potrafił zasypiać na stole w karczmie wielbiąc uroki Juliji, a gdy ta dała mu kosza, chwalił chłopskie dziewki, które za grosz nie rozumiały jego twórczości, ale zawsze uraczyły go gorącą strawą i ciepłym słowem. Preseren po przebudzeniu pytał czy cierpi już na marskość wątroby, a gdy panny przekonywały go, że jest zdrów jak ryba, on ochoczo rwał się do tworzenia. Tak powstał przepiękny wiersz "Zdravljica" (Toast). Jego słowa stanowią treść hymnu Słowenii. Jest cudny jak poranny widok na zamek Predjamski usytuowany na stromym wzgórzu u wrót przepastnej jaskini…
"Przyjaciele, obrodziło
Młode wino, słodki sok,
Co nam życie wlewa w żyły,
Rozjaśnia nam serce, wzrok,
Więc utopmy
W nim kłopoty,
Bo nadzieje budzi w lot
Niech Bóg chroni was, Słowenii,
Śliczne kwiaty naszych gór,
Nie ma dziewcząt równie pięknych
Pośród całej ziemi cór.
Ich Synowie
Niech wrogowi
Z własnych piersi stworzą mur!
Tutaj się, młodzieńcy, pije
Za nadzieję, za wasz los.
Miłość w was ojczyzny żyje,
Nie zatruta jadem trosk
Wy przejmiecie nasze miecze
Kiedy surmy zabrzmi głos!"
To zaledwie fragment wiersza, ale pewnikiem łyk poezji wymieszany z zawartością kieliszka wystarczył, aby oddać hołd Preserenowi i ustanowić święto narodowe w rocznicę jego śmierci. France zmarł 8 lutego 1849 roku na marskość wątroby, uprzednio zetknąwszy się z twórczością Adama Mickiewicza. Kilka lat przed ostatnim oddechem zaprzyjaźnił się z Polakiem – Emilem Korytko z Zaleszczyk, który uczył Preserena języka polskiego. 8 lutego (dzień Preserena) jest w Słowenii dniem wolnym od pracy, gdyż obchodzone jest wówczas święto kultury na pamiątkę śmierci France Preserena.
Matej Zagar będzie ścigał się w dzień wolny od pracy dla Brytyjczyków, gdyż 31 sierpnia przypada Bank Holiday (święto bankierów). Powrót Zagara do Anglii niósł ze sobą woń ironii. Zanim Matej zdecydował się na starty w Swindon przyklejając etykietkę bezrobotnego Batchelorowi, zdążył zerknąć na pożółkłe kartki kalendarza. Pożółkłe nie tylko z racji starości, ale i pokryte żółcią wylewającą się z Mateja z uwagi na długi brytyjskich promotorów.
31 sierpnia 2007 roku Zagar pojechał w barwach Reading przeciwko ekipie… Swindon. Zdobył 11 punktów + bonus i niepocieszony opuścił park maszyn, gdyż promotorzy Reading nie byli w stanie wypłacić mu należności. Matej szacuje, że klub, który zamknął swoje podwoje jesienią ubiegłego roku na Smallmead jest mu winny prawie 10 000 funtów. "Wysłałem wszystkie papiery do siedziby BSPA. Ci ludzie są bez serca. Wymagają wiele od zawodników, ale gdy ja chcę coś uzyskać od nich, podnoszą ręce do góry i mówią: to nie nasza broszka. Żadna sekretarka nie odpowiedziała na moje pytania o termin spłaty długu!" - żali się Zagar. No cóż, sekretarki z dobrego domu są niczym ukochana France Preserena, więc nie w głowie im umizgi ze Słoweńcem, co pot na torze wylewa... To nie jedyna bitwa toczona przez Mateja. Walczy również na froncie szwedzkim upominając się o zaległe pieniądze z klubu Hammarby Sztokholm. Zagar wraz z kilkoma innymi zawodnikami pogrążonymi przez szwedzkie kluby opłacił prawnika. Powstańcy pod wodzą Zagara liczą na to, że forsa zacznie spływać na konta. - Naprawdę kochałem ścigać się na Smallmead. Tor w Reading należał do moich ulubionych obiektów. Nie mogę jednak darować pieniędzy, które mi się należą. Mam dobrego sponsora w Anglii - Steve’a Warnera, który przekonał mnie, że Swindon jest dobrze zorganizowanym klubem i warto przyjąć ich ofertę, więc jestem i bardzo mi dobrze wśród "rudzików". Chciałbym pomóc "Rosco" w zdobyciu tytułu mistrzów Anglii - deklaruje Słoweniec. "Rosco" musi bardzo lubić Mateja, skoro nie skarcił go za skromne 5 punktów jakie Zagar zainkasował w poniedziałkowym meczu na szczycie w Wolverhampton. - Matej zaczął świetnie, ale w dwóch ostatnich startach nie zdobył ani jednego oczka. Mimo wszystko uważam, że dał kopniaka chłopakom na początku meczu i pomógł drużynie. Gdyby ktoś przed meczem powiedział mi, że wywiozę 1 punkt z Monmore Green, wysłałbym go do dobrego medyka. Jest pięknie. Pamiętajmy, że 3 września podejmujemy "wilki" na własnym torze - zaciera ręce Alun Rossiter. Zagar lubi wątpić, choć jego patriotyzm raz po raz wystawiany jest na ciężką próbę. - Mógłbym łatwo dostać licencję innej federacji niż słoweńska i nie ukrywam, że kilka państw jest zainteresowanych moją osobą. Nie mieliby nic przeciwko temu, abym reprezentował ich barwy. Musiałem zadzwonić do obcych federacji, aby zabezpieczyć się przed złym obrotem sprawy w mojej ojczyźnie. To moja kariera i nie pozwolę paru amatorom ze słoweńskich władz motorowych działać tak, aby zniszczyć mój trud. W mojej rodzinnej Ljubljanie mogę trenować tylko przez dwie godziny w tygodniu, gdyż tor znajduje się w historycznej części miasta. Jak można utrzymać formę trenując przez 2 godziny tygodniowo? Kolejna rzecz – imprezy w sobotę. Słoweńcy organizują zawody w sobotę, a ja mam w niedzielę start w Polsce i muszę spędzić całą noc w podróży. Kto zarywa noce na szosie, ten wie jak człowiek czuje się następnego dnia - jest daleki od świeżości i nie jedzie na maksimum możliwości. Jesteśmy małym krajem, łącznie uzbierałoby się nas wszystkich coś około 2 milionów, więc musimy dbać o siebie i szanować się nawzajem. Jest mi bardzo miło, że w ostatnim roku w mojej ojczyźnie wzrosła liczba wydawanych licencji. Dzięki moim występom w Grand Prix i jeździe w polskiej lidze nieco zwiększyło się zainteresowanie sportem i więcej młodych chłopaków garnie się do żużla - Matej znajduje szczyptę optymizmu w krajobrazie rodzinnej Emony (rzymska nazwa Ljubljany).
Pamiętać należy, że Słowenia dysponuje 3 torami: Lendava, Ljubljana i Krsko. A Zagar zna historię Simona Wigga, Marvyna Coxa czy Mateja Ferjana, którzy startowali z licencją obcych państw, gdy napotykali górę biurokratycznych problemów w ojczyźnie. "Cocker" zachował się pragmatycznie jeżdżąc przed laty z niemiecką licencją, ale poczuł jak boli serce brytyjskiego rybaka z Whitstable, gdy zagrano mu hymn niemiecki. Od tamtej pory wolał spadający łańcuch od smaku szampana na podium...
Zagar podejmuje trud rozmów z rodzimą federacją, choć wciąż twierdzi, że bliżej im do władz GP, które szukają kolejnych inwalidów organizując rundy MŚ na czasowych torach. - W żużlu najpierw musi wydarzyć się tragedia, aby pomyślano o zdrowiu i bezpieczeństwie zawodników. W F1 i MotoGP dba się o obniżenie ryzyka, a w speedwayu potrzeba silniejszych bodźców, aby przekonać się, że warto troszczyć się o żużlowców - dodaje Matej.
Władze Poole coś o tym wiedzą, bo prowadzą zbiórkę pieniędzy na wybudzonego ze śpiączki Brendana Johnsona. Młodzieniec cudem uciekł z Krainy Wiecznych Łowów po kraksie na stadionie Smallbrook na Isle of Wright. Fani "piratów" zorganizowali kwestę na rzecz Brendana. Matt Ford pomaga rodzinie kontuzjowanego żużlowca, ale walczy też o utrzymanie Poole w Elite League. Nie zawsze czyni to z duchem sportu. Otóż niedawna porażka z Belle Vue na wyjeździe (42 - 53) skłoniła Matta do roszad w kalendarzu imprez. Władze Belle Vue chciały, aby zaległy mecz w Poole odbył się tradycyjnie w środę. Matt zaproponował datę 10 września. Gdy Chris Morton zorientował się, że 10 września przypada w czwartek, wszczął larum, że to niegodna zagrywka Matta. Morton walczył o termin środowy z prostej przyczyny. W czwartek 10 września, Belle Vue nie będzie mogło skorzystać z Jasona Crumpa. "Crumpie" zastrzegł sobie w kontrakcie, że nie wystartuje w przeddzień treningu przed Grand Prix. 11 września na stadionie Matije Gubca w Krsko odbędzie się trening przed GP Słowenii. Jason nie wesprze więc "asów" w czwartek, ale w środę mógłby jeszcze wystartować. Ford nie chce jednak słyszeć o środzie, bo 9 września na Wembley jest mecz piłkarski, który odbierze mu lwią część fanów na stadionie. Anglia gra w środowy wieczór z Chorwacją arcyważny mecz w eliminacjach do MŚ RPA’2010, a Ford wie jakie spustoszenie sieje konflikt terminów z piłką nożną. W przeszłości dał się namówić na środę i jak żartuje "mógł przedstawiać kibiców żużlowcom, a nie żużlowców kibicom", bo garstka najwierniejszych wybierała wieczór na Wimborne Road. Jednocześnie, Ford nie czynił problemów Belle Vue, gdy "asy" dogadały się z Crumpem. - Wiem, że Jason jest zawodnikiem Poole, a ja nie chcę nikogo blokować. Nie robiłem przeszkód, bo wiem doskonale, że brytyjski żużel potrzebuje gwiazd formatu Crumpa. Byłbym głupcem, gdybym usiłował storpedować zgodę na wypożyczenie Jasona do Belle Vue - wyznał Ford. Cóż z tego, skoro użył łodzi podwodnej, aby wykluczyć Jasona z meczu w Poole, który odbędzie się 10 września.
Tego dnia Ford będzie mógł skorzystać ze swojego duńskiego asa. Hans Andersen ostatnio zaziębił się, dlatego zabrakło go w poniedziałek 24 sierpnia w Manchesterze. Lukę po nim godnie wypełnił były "pirat", który rok temu sięgał po mistrzostwo Anglii z Poole - Davey Watt. Andersen wspaniale wkomponował się w zespół. Podczas wysoko wygranego meczu z Ipswich, Hans użyczył motocykla Steve’owi Boxallowi. Niestety, Duńczyk wciąż odczuwa ból ręki. Jest to reperkusja lipcowego wypadku w szwedzkiej Elitserien. Andersen woli dotrwać do końca sezonu, aby w listopadzie poddać się operacji dłoni. Neil Middleditch mógł cieszyć się w tym sezonie z kapitalnej jazdy podopiecznych w finale par w Eastbourne. To jedyny tegoroczny skalp "piratów". I pomyśleć, że 30 marca 2009 roku Poole pokonało u siebie Swindon 48 - 42. Wówczas błyszczał Szwed Daniel Davidsson (12 punktów), cenne punkty dorzucił tercet: Bjarne Pedersen (9 + bonus), Joe Screen (10 + bonus) i Chris Holder (12 punktów). Indywidualne zwycięstwo odniósł bardzo ambitny chłopak z Lublina, który miał wtedy angaż w Poole - Tomasz Piszcz. Teraz "piraci" omal nie nakryli się stępką, a w składzie nie ma już ani Piszcza ani Davidssona. Szaleje za to Chris Holder, który 12 sierpnia w pojedynku ze Swindon wykręcił czysty komplet bez podpórek. Trzy razy pokonał swojego idola z lat dzieciństwa – Leigh Adamsa. Liczna grupa fanów klubu z hrabstwa Wiltshire była szczęśliwa, gdyż "rudziki" odniosły zwycięstwo 47 - 43. W ostatnim wyścigu Poole obroniło resztki honoru wygrywając podwójnie co uniemożliwiło Swindon zdobycie 3 dużych punktów meczowych. Para: Holder - Andersen przywiozła za plecami Zagara z Adamsem i "Rosco" wywiózł 2 punkty z Wimborne Road. W poniedziałkowy wieczór 31 sierpnia, wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na wygraną Swindon. Można obstawić spore pieniądze, że po zwycięstwie, Matej Zagar przeniesie ich w świat niebanalnej bałkańskiej kuchni i przyrządzi znakomite żlikrofi. Żlikrofi to ravioli z serem, bekonem i szczypiorkiem, a smakują równie wspaniale jak poezja Preserena...
Tomasz Lorek