Żużel. Wychowanek Stali mówi, że nie skończył kariery, o treningach na "Jancarzu" i planach dla Teamu Owiżyc [WYWIAD]

Archiwum prywatne / Jonatan Owiżyc / Na zdjęciu: Cezary Owiżyc na motocyklu
Archiwum prywatne / Jonatan Owiżyc / Na zdjęciu: Cezary Owiżyc na motocyklu

Ja nie powiedziałem, że skończyłem karierę. Nie było to zapowiedziane i do dzisiaj jeżdżę. Jeśli warunki pozwalają na to, żeby się ścigać, to wsiadam na motocykl i to robię - mówi 55-letni wychowanek Stali Gorzów, Cezary Owiżyc.

[b]

Stanisław Wrona (WP SportoweFakty): Jak pan wspomina swoje występy w Polsce?[/b]

Cezary Owiżyc (wychowanek Stali Gorzów): Dosyć miło. Były wzloty i upadki. Szczególnie dotyczy to czasów juniorskich, kiedy byłem w młodzieżowej kadrze Polski. Wiązał się z tym udział m.in. w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów oraz we wszystkich żużlowych imprezach do lat 21.

Co najbardziej utkwiło panu w pamięci?

Właśnie finał IMŚJ w Zielonej Górze, który odbył się w lipcu 1987 roku. Tam zająłem 12. miejsce. Był to finał, którego żałowałem, ponieważ motocykl, na którym kilka tygodni później poprawiłem rekord toru we Wrocławiu, stał z boku, ale nie miałem czasu zrobić tuningu i go przetestować. W tamtych czasach jeździliśmy w zawodach Pucharu Pokoju i Przyjaźni. Zamiast zatem trenować przed finałem mistrzostw świata, to oczywiście pojechałem do Bułgarii na zawody. To był wielki błąd, którego właśnie do dzisiaj żałuję. Mogłem zostać w Polsce i przygotowywać się do tego finału, wtedy być może zająłbym o wiele lepszą pozycję.

Czy śledzi pan bieżące wyniki w Polsce i na świecie?

Oczywiście! Śledzę, ponieważ mamy też telewizję polską, na której relacjonowane są zawody żużlowe. Dlatego wszystkie imprezy, jakiekolwiek są transmitowane, śledzimy z rodziną na bieżąco.

ZOBACZ WIDEO Janowski ma określone problemy? Ekspert broni decyzji Dobruckiego!

Stal Gorzów, czyli pana macierzysty klub, radzi sobie w ostatnich latach w polskiej lidze całkiem dobrze. Czy na bieżąco kibicuje jej pan mieszkając w Finlandii?

Najczęściej gratuluję wygranych, bądź innych sukcesów swojemu byłemu trenerowi, Staszkowi Chomskiemu. Wiemy, że Stali ostatnio obarczona była kontuzjami. Bardzo ciężko w takiej sytuacji jest się znaleźć w tej czołówce, o którą walczyli. Pierwsza czwórka w tym sezonie została osiągnięta i to jest najważniejsze. Chciałbym po prostu, aby ta drużyna jakoś dobrze pokazała się do końca sezonu. Widać, że Stal Gorzów nie sprzedaje łatwo skóry.

Czy był pan w ostatnim czasie gościem na zawodach w Polsce, a jeśli tak, to kiedy?

Byliśmy z rodziną na meczu ligowym w Gorzowie pod koniec czerwca. To był pojedynek z GKM-em Grudziądz. Była okazja do spotkania, ponieważ przyjechałem tam też z zamiarem potrenowania sobie na torze w Gorzowie. Po meczu, w następnym tygodniu miałem okazję pojeździć z synem Konradem na torze i przypomnieć sobie stare, dobre czasy (uśmiech).

Jakie to było zatem uczucie, gdy wrócił pan na tor na Stadionie im. Edwarda Jancarza po tylu latach przerwy?

Towarzyszyła temu ogromna euforia. Wiąże się to z tym, że tutaj stawiałem swoje pierwsze żużlowe kroki. Całą swoją młodość, pierwsze lata, spędziłem właśnie w Stali Gorzów. Można powiedzieć, że to były moje najpiękniejsze czasy.

Ile lat zatem minęło od pana poprzedniego "ślizgu" na macierzystym stadionie?

Muszę przyznać, że my co roku trochę trenowaliśmy - mniej lub więcej, aby utrzymać nieco kondycję. Poprzednio na "Jancarzu" byliśmy w sezonie 2018, wtedy gdy było tam ostatnie Grand Prix przed przerwą. W tamtym roku też byliśmy tam z motocyklem i również trenowaliśmy.

Czy utrzymuje pan kontakt z kolegami z toru?

Tak, mamy kontakt w mediach społecznościowych, rozmawiamy na komunikatorach i tych wszystkich środkach przekazu. Z pewnością utrzymuję kontakt z trenerem, jak również z pozostałymi kolegami z toru.

Pana ostatnia drużyna - Kolejarz Opole - walczy o awans do 1. Ligi. Czy śledzi pan również jej losy?

Przyznam się, że drugą ligę śledzę troszeczkę mniej. Wiem, że walczą o awans. Nieco mniej interesuję się tą kolejną ligą. Jeśli czas na to pozwala, to od czasu do czasu na nią spojrzę. Poza tym to śledzę najczęściej Ekstraligę, pierwszą ligę i oczywiście Grand Prix.

Kończył pan karierę w roku 1997, co daje 14 lat jazdy od roku 1983. Zaprzestał pan zatem ścigania w wieku 31 lat. Dlaczego karierę skończył pan tak wcześnie?

Ale ja nie powiedziałem, że skończyłem karierę (uśmiech). Nie było to zapowiedziane i do dzisiaj jeżdżę. Jeśli warunki pozwalają na to, żeby się ścigać, to wsiadam na motocykl i to robię. Teraz mam ten komfort, że żużel mogę traktować, jak zabawę i nie oczekuję już zaszczytów, a co się z tym wiąże nie mam żadnej presji, co pozwala mi w pełni cieszyć się tym sportem i zarazem spędzać czas wspólnie z rodziną.

W takim razie czemu zakończył pan starty w Polsce w tamtym czasie?

Można powiedzieć, że ze względów finansowych. Prawdę mówiąc w tamtych czasach nie miałem już zbyt dużego pola manewru, żeby dostać się do jakiegokolwiek dobrego zespołu ligowego. Zacząłem patrzeć na to pod innym kątem i uznałem, że trzeba było poszukać nowych środków do życia. Krótko mówiąc myślałem, że odpuszczę sobie jeden sezon, może drugi i wrócę na tor. Tak się złożyło, że odpuściłem to już całkowicie. Przyszła zatem praca i speedway odszedł całkiem na bok. Po siedmiu latach przerwy kupiłem motocykl i zacząłem trenować, od czasu do czasu startując w lidze fińskiej. Można powiedzieć, że robiłem to już później z pasji do tego sportu.

Rune Holta jest "tylko" siedem lat młodszy. Czy można się spodziewać w przyszłości jakiegoś gościnnego występu Cezarego Owiżyca w Polsce?

Trudno powiedzieć (uśmiech). Patrząc na ten cały speedway, to teraz tak wszystko hukiem i hurtem leci do przodu. Prezesi klubów nie mają pomysłu na zorganizowanie meczów z udziałem "weteranów", a szkoda bo myślę, że koszty takiej imprezy z pewnością zwróciłyby się, co przyniosłoby im korzyści. Można byłoby zorganizować takie wydarzenie na starych, dobrych, żużlowych zasadach, bez "kontrowersji". Wtedy startowało się pod taśmą tak, że oprócz jej zerwania, wszystkie inne chwyty były dozwolone. Mam na myśli podpuszczanie pozostałych zawodników, przechytrzanie sędziego, lotne starty, wjeżdżanie w taśmę, cofanie, itp. Wtedy prawdziwe emocje, również dla kibiców, zaczynały się już po włączeniu zielonego światła. Zatem odpowiadając na to pytanie sadzę, że obecnie raczej jest to niemożliwe.

Kiedy przyjechał pan do Finlandii?

Około 20 lat temu, w roku 2002.

Czym zajmuje się pan w tym kraju?

Mamy rodzinna firmę. Zajmujemy się renowacją i remontami obiektów zabytkowych, jak również starych kamienic.

Ostatnio wrócił pan do ścigania. Wziął pan udział w turnieju "Serii Finlandii" w Seinäjoki 4 września i był nawet liderem swojej drużyny. Co zatem skłoniło pana do powrotu na tor w oficjalnych zawodach?

Tak jak wcześniej wspomniałem, spędzam dużo czasu z synami i mamy wspólne pasje motoryzacyjne, postanowiliśmy więc wziąć udział w zawodach, ale wszystko zależy od finansów. Gdybyśmy zmienili dyscyplinę, uprawiali czynnie hokej i dobrze się prezentowali, to podejrzewam, że pojawiliby się sponsorzy. Speedway nie jest zbyt popularny tutaj w Finlandii. Dlatego znalezienie jakiegokolwiek sponsora w tym kraju jest bardzo ciężkie. Z tego powodu my wszystko to, co prezentujemy obecnie, utrzymujemy z własnej kieszeni. Najgorzej jest, gdy dostajemy później rachunki za części żużlowe, bo wtedy musimy ewakuować się do garażu i czekać w zasiekach, aż kurz opadnie. Żona po prostu nie jest zadowolona z takich wydatków (śmiech).

Kiedy w takim razie w Finlandii startował pan poprzednio w zawodach?

Może to trochę śmiesznie zabrzmi, ale ostatni raz w oficjalnych zawodach ścigałem się 12 lat temu, czyli w roku 2009. Cały czas chęć jazdy rosła. Pomimo tego, że trenowałem, to cały czas marzyłem, żeby jednak spróbować pościgać się i zobaczyć na jakim poziomie mniej więcej się znajdujemy. Nie jest powiedziane, że gdy ktoś ma 55 lat i w miarę dobre zdrowie, to nie może rywalizować z tymi zawodnikami, którzy jeżdżą na bieżąco. Jeżeli ktoś ma wielki zapał i chce się ścigać, to jest to możliwe. Ostatnio udało mi się z niektórymi zawodnikami nawet wygrać. Śledząc ich jazdę w tych zawodach (6. runda fińskiej SM-Liigi, 11 września - przyp. red.), to choć nie uważam się za wielkiego lidera, sądzę, że w rywalizacji z nimi łatwo bym swojej skóry nie sprzedał (uśmiech).

Mówił pan o finansach, ale co głównie skłoniło pana do powrotu na tor? Ten "głód", o którym pan wspominał?

Dokładnie tak. Od młodości, jako nastolatek zaraziłem się speedwayem. Może niektórym zawodnikom jest lżej to odłożyć na bok, ale akurat nie mnie. W moim przypadku jest o to bardzo ciężko i jeżeli odstawię motocykl nawet na pół roku, czy rok, to ten głód tak narasta, że chciałoby się jednak pojeździć. Wsiadam wtedy na motor i czuję się jak za dawnych lat. Tak mi już zostało (uśmiech).

Planuje pan kolejne starty w 2022 roku, z synem Konradem? Dotarły do mnie informacje, że również pana młodszy syn Jonatan chce się ścigać w przyszłym sezonie.

Prawdopodobnie tak. Mamy zamiar wystartować w następnym roku, o ile pozwolą nam na to finanse. Być może uda nam się jednak kogoś pozyskać, jako dodatek sponsorski. Wtedy byłaby większa szansa, że wystartowalibyśmy jako "Team Owiżyc". Mam jeszcze syna Dawida, który mieszka w Szwecji i on też uprawia speedway. Jest zatem taka możliwość.

Istnieje zatem szansa na to, że w przyszłym roku w Finlandii wystąpi zespół, składający się z czterech Owiżyców?

Chciałbym, aby do tego doszło. Jeśli nam się wszystko dobrze powiedzie finansowo, to na pewno zgłosimy się do rozgrywek i będziemy próbowali tutaj pojeździć. A jeśli nam się to uda, to czas pokaże, jak wysoko będziemy w stanie zajść.

Jakie obostrzenia, związane z Covid-19 obowiązują obecnie w Finlandii?

Aktualnie nie ma ich już wiele. W zamkniętych miejscach publicznych wszyscy używają masek i trzymają dystans, ale tego zalecenia nie trzeba było nawet wprowadzać, ponieważ metr odległości pomiędzy rozmówcami to tutaj norma (śmiech).

A jak właśnie teraz wyglądają te zalecenia i obostrzenia?

Obostrzenia są już poluzowane, a aktualnie władze luzują je jeszcze bardziej. Zasady "covidove", wprowadzone przez państwo na początku pandemii, były przestrzegane przez społeczeństwo. Jeżeli ludzie podchodzili do tego poważnie, to teraz mamy taki rezultat. Jak będzie później, tego nie wiemy. Widać, że wszystko cały czas idzie do przodu. Jako przykład mogę podać dzisiejsze zawody. Gdybyśmy przyjechali na stadion wiosną, to wówczas mogło tu przebywać tylko 10 osób. Kraj jest jednak na tyle tolerancyjny i nie robi takich afer, jak załóżmy w innych państwach. Gdy mogło nas przyjechać dziesięciu, a było nas w sumie siedemnastu, nikt z tego nie zrobił afery i nie wzywano policji. Wszystko odbywało się normalnie. Każdy zachowywał dystans, trening przebiegał, jak gdyby nigdy nic i nikomu nic nie było.

Jakie były zatem wcześniej najmocniejsze obostrzenia, jeśli chodzi o samych obywateli w Finlandii?

Maksymalnie w grupie mogło przebywać sześć osób. My jesteśmy trochę w innym położeniu, niż Polska. Tam mieszka około 38 milionów ludzi, a tutaj zaledwie ponad 5,5 miliona. Odległość między ludźmi jest zdecydowanie większa, niż np. w Polsce. Jakieś zgromadzenia jednak niestety nie mogły się odbywać i to było przestrzegane. Gdy było powiedziane, że mogło to być maksymalnie sześć osób, to było sześć, gdy mogło to być dziesięć osób, to było dziesięć. Jednak jeśli chodzi o służbę zdrowia, to inne kraje mogłyby się uczyć od Finów, gdyż kilkukrotnie potrzebowaliśmy konsultacji lekarskiej i natychmiast ją otrzymywaliśmy, bezpośrednio w gabinecie.

Czy Covid-19 utrudnił panu jakoś życie prywatnie lub w pracy?

Na pewno mieliśmy ograniczoną ilość zleceń budowlanych. Trzeba było sobie też jakoś z tym poradzić. Wiadomo, że jeżeli ograniczone są zlecenia, to podobnie jest również z dostępem do pracowników. Dlatego początek był troszeczkę przykry. Dało się to jednak jakoś przetrwać i na razie obecnie wszystko wygląda w miarę w porządku.

Wspominał pan o treningach maksymalnie 10-osobowych. Czy Covid-19 wpłynął jakoś inaczej na sam speedway i organizację zawodów?

Zdecydowanie tak. Wcześniej nie było możliwości organizowania zawodów, dopiero nastąpiło to po jakimś czasie. Mniej więcej w połowie roku zaczęto luzować te wszystkie obostrzenia i wtedy można było się ścigać. Wcześniej rzeczywiście były możliwe tylko treningi. W pewnych momentach zabroniono jednak wszystkich aktywności na stadionach. Gdy rząd powiedział, że treningi są niedozwolone i nie można niczego robić, to tak się działo.

Kilka słów o kondycji fińskiego speedwaya. Wiemy, że nie ma w tym kraju wielu sponsorów i chyba brakuje również juniorów, którzy mogliby wkroczyć na arenę międzynarodową.

Jeśli chodzi o przyszłość speedwaya, to chyba można przy niej postawić wielki znak zapytania zarówno tutaj w Finlandii, jak i na całym świecie. Obecna młodzież świat widzi w Internecie i sądzę, że ich główna aktywność fizyczna, to wyjście z domu do fast foodów. Jeżdżących młodzieżowców w Finlandii nie ma wielu, a to dlatego, że jest to tutaj sport niszowy i tak jak wcześniej wspomniałem, trudno jest pozyskać sponsora. Jakby nie patrząc, to oprócz talentu i zapału potrzebna jest również inwestycja w sprzęt.

Czyli według pana przyszłość speedwaya nie jest raczej świetlana?

Wszystko zależy od zainteresowania żużlem, zapału, zasobności portfela i dobrego trenera.

Czytaj także:
Start Gniezno Liberec wicemistrzem Extraligi. Fajfer, Gała i Polis najlepsi z Polaków
Żużel na świecie. Niezwykle wyrównane zawody w Togliatti. Romano Hummel mistrzem Czech

Źródło artykułu: