Rywalizacja o awans do fazy play-off na koniec rundy zasadniczej w PGE Ekstralidze wkracza w decydującą fazę. Na cztery wolne miejsca jest pięciu chętnych, w tym Motor Lublin i Moje Bermudy Stal Gorzów. Do bezpośredniej rywalizacji pomiędzy tymi ekipami doszło w niedzielę. Starcie było bardzo zacięte i rozstrzygnęło się dopiero w ostatnim wyścigu. Gdyby Motor przegrał, mocno zboczyłby z drogi do strefy medalowej.
Tak się jednak nie stało, bo w decydującym momencie nie zawiódł Grigorij Łaguta. Dla kapitana gospodarzy niedzielnej potyczki nie był to wybitny mecz. Co prawda zaczął nieźle, od szaleńczej pogoni za Martinem Vaculikiem w wyścigu otwarcia zmagań, ale później notował fatalne jak na jednego z filarów zespołu wpadki. Przede wszystkim był wolny i tracił pozycje na dystansie. W efekcie przed wyścigami nominowanymi miał tylko 6 punktów, z czego dwa uzyskał przyjeżdżając przed kolegą z pary.
Dlatego gdy uczestnicy 15. biegu ustawili się na polach startowych, miejscowi kibice swoje nadzieje w większości skupiali na Jarosławie Hampelu. Można było spodziewać się, że to prędzej on powstrzyma Martina Vaculika i Bartosza Zmarzlika, tym bardziej, że już raz tego dnia pokonał dwukrotnego mistrza świata. Tymczasem Hampel został w blokach, a radość fanom Motoru sprawił Grigorij Łaguta. Rosjanin pognał z trzeciego pola jak szalony i z dużą przewagą przywiózł za swoimi plecami silną gorzowską parę. Drużyna z Lublina wygrała 46:43 i utrzymuje się w grze o pierwszą czwórkę.
ZOBACZ WIDEO Przyjaźń mistrzów świata. Tomasz Gollob: Bartosza wyróżnia ciężka praca i konsekwencja
To nie pierwszy raz, kiedy gdy trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik zespołu i stawka dla drużyny jest wysoka, to Grigorij Łaguta wyłącza układ nerwowy i staje na wysokości zadania. Tak było choćby w 2013 roku, kiedy to w półfinale Ekstraligi wykonał pamiętną akcję wjeżdżając pomiędzy dwóch rywali i tym samym przedłużył szanse częstochowskiego Włókniarza, dla którego wówczas się ścigał, na awans do finału rozgrywek. A trzeba pamiętać, że całe tamte spotkanie dla Łaguty też wybitne nie było.
Inny przykład, nie sięgający aż tak daleko w przeszłość, mamy z bieżącego sezonu. W Zielonej Górze, gdzie ekipę z Lublina dopadła plaga defektów na punktowanych pozycjach, przez którą o mały włos Motor nie przegrał, też Łaguta zrobił co do niego należało w ostatnim biegu. Nie dał się wyprzedzić Matejowi Zagarowi i przyjeżdżając do mety na drugim miejscu uratował wymykające się Koziołkom z rąk zwycięstwo (46:44).
Grigorij Łaguta to zawodnik specyficzny, który śmiało mógłby rywalizować w cyklu Grand Prix, ale od lat go tam nie ma, bo Rosjanin trochę buńczucznie uznał, że za postawę w polskiej lidze czy SEC zasłużył na "dziką kartę", natomiast jazdę w eliminacjach generalnie ma w nosie. Słynie z wielkiej zadziorności. Wychowany w rosyjskiej szkole żużla stawiającej na bezkompromisową jazdę nieraz mierzył się z pretensjami rywali czy kibiców, którzy dopatrywali się postawy na pograniczu faulu.
Potrafi zdobyć komplet punktów, by następny mecz kompletnie zawalić. Ba, jest w stanie wygrać wyścig z dużą przewagą, by po kilku minutach odpoczynku przyjechać daleko za resztą stawki. Pewne natomiast jest to, że gdy trzeba "dać z wątroby", gdy zespół jest pod ścianą i potrzebuje zwycięstwa, to Grigorij Łaguta ten ciężar udźwignie. Taki powinien być kapitan.
Zobacz także:
-> Menedżer Motoru wyjaśnia przełamanie Kubery i zdradza, dlaczego Michelsen nie był sobą
-> Legenda Stali Gorzów mówi, co zrobić ze składem po sezonie 2021. Jeden transfer i jeden powrót