- Przestrzegam przed określaniem Jasona Garrity'ego jako postaci tragicznej - mocno stawia tezę Tomasz Lorek, dziennikarz Polsatu Sport, ekspert żużlowy.
- Sport zawodowy kosztuje wiele wyrzeczeń, a niewielu ludziom udaje się zbudować ciepło rodzinne, nie tracąc przy tym wyników na arenach. Jason był wychowany przez dziadka, który uprawiał kick-boxing, więc to też rzuca jakieś tło na teraźniejszość zawodnika - ocenia Lorek żużlowca z Wielkiej Brytanii. I dodaje, że najzwyczajniej w świecie szkoda mu tego chłopaka: - Tym bardziej, że nie urodził się w złotej pościeli.
Idealnie pasował do żużla
Krnąbrny, waleczny, bojowy, pełen fantazji. Tym zyskiwał popularność i uznanie na brytyjskich torach od najmłodszych lat. W 2008 roku został mistrzem kraju do lat 15, a trzy lata później, choć nie był najstarszy rocznikiem, triumfował w tych samych zawodach do lat 19. Zbierał szlify, osiągał sukcesy w National League, gdzie reprezentował ekipę z Buxton. Szybko, bo w wieku 18 lat, poszedł ligę wyżej - do Leicester.
ZOBACZ WIDEO Miał dość mistrzostw świata. Teraz chce wrócić i mówi, że ma najlepszą możliwą motywację
- Jason Garrity idealnie pasował do żużla. To nie jest sport dla ludzi subtelnych, delikatnych. Tutaj zwyciężają ci, co mają więcej arogancji. To życiowa dżungla. Pieniądze w niej nie są największe, dlatego ci, którzy chcą odnieść sukces, muszą mieć w sobie coś z rottweilera - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Lorek.
Już w klubie Buxton Garrity pokazał, że jest zadziorny, że szybko pojmuje tajniki zachowania na starcie, że jest fighterem na trasie. Takich kochają tłumy.
Szansa od losu w Coventry
Garrity poświęcił się dyscyplinie maksymalnie. Już przed sezonem 2014, czyli krótko po 20. urodzinach, zgłosili się po niego promotorzy z jeżdżącego w najwyższej lidze w kraju Coventry Bees. Trafił na uniwersytet speedwaya.
Jako 21-latek notował w Elite League bardzo przyzwoite wyniki. W finale krajowych indywidualnych mistrzostw z udziałem seniorów zajął wysokie 5. miejsce. - To, co prezentował na torze, nawet jeśli to nie były przemyślane akcje, dowodziło, że ma ikrę bożą - przekonuje Lorek.
Kariera nabierała rozpędu. Sezon 2015 zakończył z ósmą średnią w ligowym rankingu - lepszą od indywidualnego mistrza świata sprzed trzech lat Chrisa Holdera i takich uznanych tuzów jak Rory Schlein czy Hans Andersen. Coventry dojechało z nim do półfinału play-off.
W finale krajowego czempionatu zajął 4. miejsce. Wtedy też po raz drugi znalazł się na liście startowej Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff, czego doświadczał w sumie trzykrotnie.
Początek końca niedługo po sezonie życia
Niestety, wkrótce Brytyjczyk popadł w przeciętność, w Elite League jeździł mało. Pobyty kolejno w: Leicester, Belle Vue i Peterborough nie były udane. Ponadto doznawał kolejnych urazów, które wytrącały go z równowagi. Próbkę umiejętności dał jeszcze w krajowym finale w roku 2018, gdy ponownie był czwarty. Był to jednak jednorazowy wyskok w końcowym - jak się później okazało - etapie kariery.
Po wypadnięciu z regularnego ścigania Garrity trafił na drugi poziom ligowy. Nie mógł dogonić wyników z najlepszego okresu. Znikał powoli z radarów głównych promotorów. Przed sezonem 2020 podpisał kontrakt w drugoligowym klubie z Birmingham.
Smutny koniec zawodnika
Ligę jednak odwołano z powodu pandemii i Garrity stracił możliwość zarobku. - To go przytłoczyło - mówi ze smutkiem Lorek.
Żużlowiec wziął do ręki nóż i zaczął napadać na osoby starsze, schorowane i niepełnosprawne. Na szczęście nie zabijał. Zastraszał i okradał, wykorzystując naiwność ofiar. Szybko został ujęty i osądzony. Wyrok: siedem i pół roku więzienia.
Jason Garrity w listopadzie skończy 28 lat. Na wolność wyjdzie pod koniec 2027 roku.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Dwukrotnie uciekł śmierci spod topora. Raz dlatego, że zakazano mu wrócić na tor
Kolejny krok Tomasza Golloba. Mistrz pochwalił się postępem w rehabilitacji