W pierwszej dekadzie turniejów cyklu Grand Prix organizowanych w stolicy Walii nie brakowało spektakularnych wyścigów finałowych. Była choćby "beczka śmierci" Tony'ego Rickardssona (2005) czy doprowadzający do ekstazy trybuny Chris Harris (2007). Był również taki decydujący bieg wieczoru, w którym do mety dotarło zaledwie dwóch jego uczestników.
Miało to miejsce w sezonie 2008. Wtedy brytyjscy fani zapewne liczyli na to, że drugi rok z rzędu na najwyższym stopniu podium stanie ich rodak. Scott Nicholls nie wytrzymał jednak ciśnienia w kluczowym momencie i wpakował się w taśmę. Żużlowiec z Ipswich mocno przeżył to niepowodzenie. Potem okazało się, że był to dla niego przedostatni finał GP w karierze.
O triumf w GP Wielkiej Brytanii walczyła więc w powtórce trójka zawodników... i to jakich zawodników! Z pierwszego pola ruszał Greg Hancock, z drugiego Nicki Pedersen, a z czwartego Jason Crump. I już pod koniec pierwszego kółka w zdradliwe miejsce wjechał będący na końcu stawki Duńczyk, tracąc kontrolę nad motocyklem. Ówczesny obrońca mistrzowskiego tytułu upadł na tor, jednak zdołał się pozbierać, by wyścig nie został przerwany.
Prowadził Crump, choć Hancock ani myślał ułatwiać zadania swojemu wieloletniemu rywalowi. Pod koniec drugiego okrążenia Amerykanin mocno zbliżył się do Australijczyka, lecz zabrakło mu trochę metrów, aby na wjeździe w łuk móc go wywieźć i wyprzedzić. Specjalizujący się w jeździe na układanych nawierzchniach rudowłosy mistrz z antypodów (wygrał na takich 8 rund GP) ostatecznie wytrzymał ten napór i dowiózł triumf do mety.
Zobacz finał GP Wielkiej Brytanii w Cardiff z 2008 roku:
ZOBACZ WIDEO Nowy pomysł PGE Ekstraligi. Szczera opinia Cegielskiego