Żużel. Były prezes Unii Leszno: Inne kluby robią podchody pod Sajfutdinowa. Był czas objeżdżać następców Kubery [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow

- Prezesi innych klubów robią odważne podejścia pod Emila Sajfutdinowa i to jest logiczny ruch, by osłabić rywala i jednocześnie wzmocnić swój zespół - mówi Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno.

Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Przy majowych, "koronawirusowych" renegocjacjach kontraktów Piotr Pawlicki najdłużej zwlekał z podpisem umowy. W środę poinformowano, że jako pierwszy przedłuża kontrakt z Fogo Unią Leszno na sezon 2021. Przypadek?

Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno: Nie łączyłbym tych wątków. Bardziej skupiłbym się na tym, że dla kibiców i działaczy to świetna wiadomość, bo mają super szybko zaklepanego wartościowego zawodnika na przyszłoroczne rozgrywki.

Z kogo Unia będzie musiała zrezygnować przed kolejnym rokiem?

Nie mam zielonego pojęcia, jak wyglądają plany innych zawodników. Kto w ogóle chce zostać. Praktycznie każdy zawodnik Unii jest łączony z jakimś klubem. Najgłośniej mówi w tym kontekście się o Sajfutdinowie. A podać panu od razu prosty przykład?

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik zostanie ojcem. Wiemy, dlaczego nowiną podzielił się w Pradze

Poproszę.

Teraz wszyscy chcą bić mistrza. Najprostszy środek, jak to zrobić? Upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Osłabiać głównego rywala i się wzmocnić. Za moich czasów, kiedy Unia Tarnów zdobywała tytuły, zaczęto od rozbiórki na papierze najgroźniejszego rywala - Polonii Bydgoszcz. Zabrano braci Gollobów, efekt osiągnięto. Aktualnie mamy sytuację, że od czterech lat wszyscy tańczą, jak im Leszno zagra. Pozwalano działaczom, żeby zachowywali skład w dotychczasowym kształcie. Czy brakowało determinacji, żeby mocniej licytować? W czasach, gdy rządzi ekonomia, być może świadczy to o fachowości szefów klubu i sile przekonywania, że nie warto za wszelką cenę zmieniać otoczenia.

Dużo się mówiło o tym, że przy obecnym nadmiarze bogactwa z drużyną pożegna się Janusz Kołodziej, albo ktoś z dwójki Dominik Kubera - Bartosz Smektała.

Proszę mi wierzyć, żadna głowa nie spadnie. Spokojnie, sezon jeszcze trwa. Gdy rozdamy medale będziemy mogli przystąpić do snucia konkretnych planów formowania składów. Powiem panu szczerze, choć to pewnie żadna tajemnica, iż prezesi z innych klubów robią odważne podejścia pod Sajfutdinowa. I to jest logiczny ruch w odniesieniu, o czym wcześniej dyskutowaliśmy. Wyciągamy najkonkretniejszą armatę.

Tyle, że Rosjanin ma jeszcze przez rok ważny kontrakt z Bykami.

Trzeba go jeszcze aneksować. Źle by się stało, gdyby leszczynianie nie zdobyli czwartego z rzędu złota DMP, a mieli podobny skład na na następny rok. Jak mawiał legendarny trener Spychała, "syty lew jest leniwy".

Ale Motor Lublin kusi Dominika Kuberę.

Każde takie mamienie w praktyce oznacza, że niewykluczone iż Unia będzie musiała głębiej sięgnąć do portfela. Ja to doskonale rozumiem, bo w 2003 roku, ówczesny sponsor niektórych zawodników - pan Józef Dworakowski wymyślił teorię, że, gdy klub podniesie żużlowcom stawki pięćdziesiąt procent, to oni będą posiadali lepszy sprzęt, ich wyniki od razu podskoczą, a Unia przyciągnie więcej widzów na trybuny. Ten temat podniósł w mediach, a później zawinął cztery litery. Klub wpadł w tarapaty finansowe, a on wjechał na białym koniu niczym zbawiciel.

Wyniki bronią klub, ale czy z perspektywy kibica nie lepiej by było wpuścić do drużyny świeżej krwi, jakąś nową twarz?

Fanom chyba już ten żużel spowszedniał. Sukcesy cieszą, oni biją brawa, są zadowoleni, ale stadion świeci pustkami. W dobie COVID-19 zapełnienie trybun jest mniejsze, ale bilety w kasach i tak zostają. Dlatego w moim subiektywnym odczuciu zestawienie Unii będzie bardziej układane pod finanse niż cele sportowe.

A co z juniorami? Kubera i Szymon Szlauderbach kończą wiek juniora. Jest zdolny Kacper Pludra, ale reszta wychowanków, to melodia przyszłości. Wydaje mi się, że ambicja prezesa Piotra Rusieckiego i trenera Romana Jankowskiego nie pozwoli, żeby brać kogoś z zewnątrz.

Odjechaliśmy czternaście spotkań w rundzie zasadniczej. Parę meczów było o nic, rozstrzygniętych bardzo wcześnie. Znalazłby się czas, żeby chociaż jednemu chłopakowi z zaplecza dać szansę. Żeby się oswajali z PGE Ekstraligą, nabierali ogłady i objeżdżenia. Nie mogę pojąć, dlaczego nie próbowano przygotować sobie zastępstwa, skoro od dawna wiadomo było, iż będzie potrzebny narybek.

Odważna opinia, ale zdążyłem się przyzwyczaić, że pan takich się nie boi.

Doskonale pamiętam, jak rzucono się na mnie, gdy stanąłem w obronie Piotrka Pawlickiego i Emila Sajfutdinowa przy słynnych obniżkach punktówek. Powiedziałem wtedy, iż należy stanąć na rzęsach, żeby obaj dalej przywdziewali plastron z Bykiem. A teraz proszę odjąć punkty tych panów i policzyć, gdzie zaszłaby Unia bez ich zdobyczy. Dodajmy do tego kryzys formy wśród juniorów i robi się cieplutko. A za rok nie będzie już buforu, chłopca do bicia w osobie Rybnika. Wchodzi Toruń, który ma nieporównywalnie większe możliwości finansowe.

Pana zdaniem Januszowi Kołodziejowi drugi podobny sezon się nie powtórzy i warto mu zaufać?

Kołodziej jest dla Leszna postacią niezwykle ważną. Jego wkład w sukcesy Unii jest nie do podważenia. Ja jestem człowiekiem o staroświeckich poglądach i gdybym dalej pociągał za sznurki, nawet po takim mocno średnim sezonie w jego wykonaniu, chciałbym, żeby został. Wedle zasady, nie będzie ci szło, pomożemy. Sugerując się jednak polityką kadrową klubu z minionych lat, przeważnie wygrywał pogląd o dziękowaniu zawodnikom, którzy nie spełniają oczekiwań. Aczkolwiek wierzę w rozsądek prezesa Piotra Rusieckiego, ponieważ widzę, że mądrze kieruje Unią i wie czego chce.

Przepis o obowiązku posiadania w składzie zawodnika do lat 24 podoba się panu i ewentualnie jak on pana zdaniem ma się w odniesieniu do Unii Leszno?

Zawsze byłem zwolennikiem przejrzystych zasad i np. bardzo podobało mi się, kiedy zawodnik spod numeru osiem lub szesnaście nie miał żadnych ograniczeń. Mógł zastępować kolegę z zespołu w dowolnym momencie zawodów. To dawało znakomite pole do manewrów taktycznych. Ja miałem takiego dżokera w osobie Leigh Adamsa, a GKM Grudziądz - Billy'ego Hamilla. A już w ogóle z nóg mnie zwaliła instytucja gościa. Przepraszam za słowa, ale nie wchodząc w szczegóły, to jest idiotyzm.

Zobacz także: Akt desperacji prezesa Świącika
Zobacz także: Start Gniezno nie zakłada rewolucji na sezon 2021

Źródło artykułu: