Żużel. Hit w pigułce. Magiczna liczba 11. Sparta i Unia okładały się jak Rocky i Apollo

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Tai Woffinden i Gleb Czugunow
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Tai Woffinden i Gleb Czugunow

Prawdziwie szalony mecz zakończył 9. rundę PGE Ekstraligi. Betard Sparta Wrocław i Fogo Unia Leszno okładały się przez całe spotkanie jak Rocky Balboa i Apollo Creed. Minimalnie lepsi okazali się miejscowi, którzy mówią do rywali: sprawdzam.

[b]

KOMENTARZ.[/b] Być może nie był to mecz z niezliczonymi efektownymi akcjami na dystansie, jak często miało to miejsce na Stadionie Olimpijskim, ale dramaturgii w hitowym pojedynku ligowych potęg nie zabrakło. Cóż to była za wymiana ciosów. Wypełniając program, można było przywyknąć do wpisywania piątek i jedynek w rubrykach, gdzie notuje się wynik danego biegu. Betard Sparta Wrocław i Fogo Unia Leszno były jak Rocky Balboa i Apollo Creed w drugiej części słynnej amerykańskiej serii z Sylvestrem Stallone w roli głównej. Nieustannie okładali się razami, by ostatecznie spod lin nieco szybciej wstał pretendent.

Dla zespołu Dariusza Śledzia punkty zdobyte w tej konfrontacji są bezcenne w kontekście walki o pierwszą czwórkę. Tak się składa, że mistrz kraju prowadzony przez Piotra Barona wybierze się jeszcze do Częstochowy, Lublina i Zielonej Góry. Sparta swoje zadanie wykonała i teraz poczeka na to, jak w boju z mistrzem kraju spiszą się jej konkurenci do awansu do play-offów. Wrocławianie pokonaniem leszczynian powiedzieli rywalom po cichu: sprawdzam.

BOHATER. W spotkaniu 4. rundy w ostatnim biegu zawodów Tai Woffinden robił, co mógł, żeby wyprzedzić Martina Vaculika z RM Solar Falubazu Zielona Góra i zapewnić wrocławskiej drużynie meczowy triumf. Nie udało się. Słowak świetnie się obronił i ostatecznie padł remis. Tym razem to Brytyjczyk był tym, który musiał popisać się umiejętną defensywą. Udało się, bo Janusz Kołodziej mimo usilnych ataków nie zdołał go minąć. Ba, Woffinden w początkowej fazie pomógł także wypuścić na drugie miejsce Maxa Fricke'a. Profesura.

ZOBACZ WIDEO Czasami zdarzają się takie sytuacje, że ROW... nie ma kiedy wstawić Lamberta

KONTROWERSJA. W pierwszym biegu gogle zrzucone przez Bartosza Smektałę o mało nie trafiły jadącego tuż za nim Chrisa Holdera. Leszczynianin tłumaczył się brakiem zrzutek, ponieważ wszystkie przez przypadek zrzucił wcześniej. Na dodatek po chwili zwolnił i niewiele brakowało, a doszłoby do kraksy z Australijczykiem. Na szczęście skończyło się na strachu.

AKCJA MECZU. W biegu czternastym przy stanie 40:38 dla gości z Leszna po starcie na prowadzeniu znajdował się Dominik Kubera. Na końcu prostej przeciwległej drugiego okrążenia został jednak "połknięty" przez Gleba Czugunowa i Macieja Janowskiego. Z 3:3 w mig zrobiło się 5:1 dla miejscowych. Role się odwróciły i w ostatniej odsłonie dnia udało się Sparcie dowieźć bezcenne meczowe zwycięstwo do mety.

CYTAT. - Powiedziałem trenowi, że jak chce robić zmianę, to może być ona za mnie, bo męczę się niesamowicie - powiedział w wywiadzie dla nSport+ Smektała. Wychowanek klubu z Leszna nie miał wątpliwości, że jedzie słabo i że może być trudno to zmienić. Wolał nie zwodzić zespołu i po trzech nieudanych startach faktycznie został zmieniony.

LICZBA. 11 - która ma tu magiczne znaczenie. Raz, że Sparta czekała od tylu meczów na to, by pokonać w ligowym spotkaniu Unię. Nie potrafiła bowiem wygrać z nią od sezonu 2017, nawet w potyczkach u siebie. Dwa, że aż tyle wyścigów w niedzielny wieczór kończyło się zwycięstwami 5:1. Doprawdy. Takie mecze zdarzają się naprawdę bardzo rzadko.

CZYTAJ WIĘCEJ:
PGE Ekstraliga. Siódemka kolejki. Zmarzlik superstar, druga strona barykady u Woffindena

Woffinden jak mistrz i profesor. Nasypał piachu w szprychy Kołodzieja i uratował Spartę

Źródło artykułu: