Żużel. Musiał czekać na swoje 18. urodziny. Wiktor Jasiński nie pęka przed startami z najlepszymi [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Wiktor Jasiński
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Wiktor Jasiński

- Do egzaminu na licencję podszedłem przed swoimi 19. urodzinami, ponieważ mama nie chciała zgodzić się na moją jazdę na żużlu. Jak osiągnąłem pełnoletność, to sam się na to zdecydowałem - mówi WP SportoweFakty Wiktor Jasiński.

Sebastian Zwiewka, WP SportoweFakty: Dość niespodziewanie został pan bohaterem przerwanego spotkania w Gorzowie. Dwukrotnie pokonał pan Jakuba Miśkowiaka, czyli mistrza Polski juniorów.

Wiktor Jasiński, żużlowiec Moje Bermudy Stali Gorzów: Jestem zadowolony ze swojego występu, bo przywiozłem punkty, które miałem przywieźć - podwójnie wygraliśmy wyścig juniorski, a do tego dołożyłem jeszcze punkt z bonusem w biegu czwartym. Cieszy mnie również to, że dwukrotnie wygrałem z Jakubem Miśkowiakiem. W ostatnim starcie miałem chrapkę na coś więcej, ale jechałem z bardziej doświadczonymi zawodnikami i nie powiększyłem swojego dorobku. Ogólnie raczej nie mam na co narzekać.

Po zajęciu trzeciego miejsca cieszył się pan bardziej od Pawła Przedpełskiego, który wygrał ten wyścig.

Dokładnie tak. Naszym planem minimum był remis 3:3. Wiadomo, najlepiej byłoby odnieść zwycięstwo biegowe, lecz nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Minęliśmy linię mety z remisem, co było niezłym wynikiem. "Jedynka" okazała się bardzo ważna dla naszego zespołu, więc nie ukrywałem radości. Dwukrotne pokonanie młodzieżowego mistrza Polski tylko motywuje do ciężkiej pracy. Mówię oczywiście o Miśkowiaku.

Z Rafałem Karczmarzem pokazujecie, że w Moje Bermudy Stali nie ma słabych juniorów. A przed sezonem mówiło się, że siłą gorzowskiego zespołu będą seniorzy. Życie napisało zupełnie inny scenariusz, na razie jest odwrotnie.

Rozmawialiśmy po meczu z prezesem Markiem Grzybem, który powiedział, że pokonaliśmy jedną z najlepszych par młodzieżowych w stosunku 5:1. W takich rozmiarach rozstrzygnęliśmy już drugi bieg juniorski z rzędu, co mocno pomaga naszej drużynie. Lepszego wyniku już nie da się osiągnąć. Bardzo fajnie współpracuje mi się na torze z Rafałem Karczmarzem. Mam nadzieję, że w następnych spotkaniach też będę z nim jechał. Mateusz Bartkowiak jak na razie jest pod "ósemką" lub wymienia się na tej pozycji z Marcusem Birkemose. No i tyle.

ZOBACZ WIDEO Wiceprezes Motoru idzie pod prąd. Jego zdaniem kibice nie złamali norm sanitarnych na stadionie

Trener Stanisław Chomski na postawie juniorów raczej się nie zawodzi. Gorzej wygląda sprawa z seniorami.

Z biegu na bieg coraz lepiej czuję się na motocyklu. Przed nami bardzo ważne mecze o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Przegraliśmy trzy pierwsze spotkania, wraz z Rafałem zrobię wszystko, żeby w tych wyścigach młodzieżowych zwyciężać. A jak to się nie powiedzie, to musimy w najgorszym wypadku zremisować. Staramy się, wkładamy w ten sport dużo serca. Oby wszystko poszło po naszej myśli w dalszej części sezonu.

Moment startowy to pana największy atut?

Ze startem mam czasami problem, bo nie wiem, jak dopasować się do danego toru. W Gorzowie jeździłem już wiele razy, dlatego akurat tam wychodzi mi zdecydowanie lepiej niż na innych obiektach. Dla porównania - w Rybniku - debiutowałem i moje starty nie były już tak genialne. Wydaje mi się, że moim największym atutem jest walka na dystansie. Lubię walczyć na łokcie i czuć presję.

W poprzednim sezonie na zawodach młodzieżowych w Grudziądzu wygrywał pan starty, ale gorzej było z płynną jazdą na dystansie. Przez kilkanaście miesięcy pana rozwój jest widoczny gołym okiem.

To prawda, na "młodzieżówce" w Grudziądzu miałem bardzo fajne starty. Wygrywałem wyjścia z bardziej doświadczonymi zawodnikami, jednak na trasie dużo traciłem z powodu braku doświadczenia. Mija rok odkąd zdałem licencję, więc jestem jeszcze dość swieżym żużlowcem. Mimo to spróbowałem już jazdy w PGE Ekstralidze i z biegu na bieg jest w moim przypadku znacznie lepiej. Chciałbym jednak pokazywać w starciach z seniorami na co mnie stać. Będę do tego dążył.

Dlaczego przystąpił pan tak późno do egzaminu na licencję? Nie wszyscy o tym wiedzą, więc warto wspomnieć.

Przez dziesięć lat jeździłem na motocrossie i to z dobrymi wynikami. Do egzaminu na licencję podszedłem tak późno, ponieważ mama nie chciała zgodzić się na moją jazdę na żużlu. Wiadomo, że ten sport wiąże się z wielkim niebezpieczeństwem. Po prostu się o mnie bała. Jak osiągnąłem pełnoletność, to sam się na to zdecydowałem. Tak to wszystko się zaczęło.

Pana pierwszym trenerem był Piotr Paluch.

Bardzo dobrze układa się nasza współpraca, z jego synem dobrze się znamy, kolegujemy oraz trenujemy razem na rowerze. Trener mi zaufał, nie każdy nastolatek dostaje szansę jazdy w starszym wieku. Jestem szczęśliwy, że mogłem spróbować tego sportu i że szkoleniowiec we mnie uwierzył. Tak naprawdę to wkładał w pracę całe swoje serce i starał się mnie wytrenować jak najlepiej potrafił. Licencję zdałem po upływie dwóch miesięcy samych treningów, czyli stosunkowo szybko. Dostawałem szansę w zawodach młodzieżowych, zastępowałem jakiegoś zawodnika. Dopiero później byłem podstawowym juniorem w DMPJ. Idzie mi coraz lepiej, mam za sobą debiut w PGE Ekstralidze. Uważam, że dobrze się prezentuję.

A jakie jest pana podejście do startów?

Mamy słaby początek sezonu, ale z doświadczenia zebranego na motocrossie wiem, że w ważnych zawodach nie mogę się stresować. Bardzo istotna jest jazda z głową. Im większy spokój, tym lepsze starty i walka na dystansie. Jak podejdę do jazdy bez presji, to każdy element żużlowego rzemiosła wykonam lepiej. Wtedy pojawią się fajne wyniki. Takie podejście miałem w Rybniku, jak i w domowym starciu z częstochowianami. Fajnie zapunktowałem, więc raczej wiem co mówię. Chłodna głowa miała na to ogromny wpływ.

Trener Chomski nie wywiera na zawodnikach presji? Przed piątkowym meczem mówiło się nawet, że jedziecie o jego posadę.

Trener robi wszystko, żeby ściągnąć z nas niepotrzebne napięcie. Jesteśmy zawodowcami w tym sporcie, każdy jedzie jak najlepiej potrafi. Z tyłu głowy mamy jednak chęć wygranej i staramy się do tego dążyć. Jako zawodnik staram się jeździć na spokojnie, a trener nie wywiera na nas żadnej presji.

Wrócmy jeszcze na chwilę do piątkowego pojedynku Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Mecz przerwano po dziesięciu wyścigach przy stanie 32:28. Jak pana zdaniem powinna zostać rozwiązana cała sytuacja? 

Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby odjechać pięć brakujących wyścigów. Zaliczmy dziesięć i dokończmy mecz. Mamy cztery "oczka" zaliczki, to mała przewaga. Moim skromnym zdaniem walkower nie powinien w ogóle wchodzić w grę, bo to tylko złośliwość rzeczy martwych i nie mieliśmy wpływu na zaistniałe zdarzenie. Walkower skrzywdziłby naszą drużynę - włożyliśmy całe swoje serce, walczyliśmy i całkiem nieźle nam to wychodziło. Kibice też przybyli na stadion, aby obejrzeć prawdziwy żużel, a skończyło się jak skończyło.

W Gorzowie szkolenie stoi na wysokim poziomie. Sztab szkoleniowy miał do dyspozycji kilku solidnych juniorów, ale kilku chłopaków nie ma już w drużynie. Alana Szczotkę wypożyczono do Zdunek Wybrzeża Gdańsk, a Kamil Nowacki w trakcie rozgrywek przeszedł do PGG ROW-u Rybnik. Pana sytuację też monitorowały inne kluby?

Pod koniec poprzedniego sezonu pojechałem na treningi do Gdańska. Dostałem zaproszenie od Krystiana Plecha, mogłem tam jeździć na zasadzie wypożyczenia. Sprawdziłem się na gdańskim torze z miejscowymi zawodnikami i wypadłem w miarę dobrze. Trenował z nami Piotr Gryszpiński, który później zasilił szeregi Zdunek Wybrzeża. Pojeździliśmy, ale Stal nie chciała mnie oddawać. W sumie było mi to na rekę, bo na co dzień mieszkam w Gorzowie i mam pod ręką stadion. A poza tym, PGE Ekstraliga to wyzwanie i większy prestiż. Wysoko sobie zawieszam poprzeczkę, klub puścił Alana Szczotkę. Ja cieszę się, że zostałem.

W środowisku panuje przekonane, że gdański obiekt jest trudny dla młodych żużlowców. Co pan na to?

Jest to dosyć specyficzny tor. Jeżeli nie ma się dużego doświadczenia, to mogą pojawić się problemy. Czasami źle jechałem, ale dostałem sporo rad od trenera Mirosława Berlińskiego, Krystiana Plecha oraz mechanika Kacpra Gomólskiego, który pomagał mi na tym treningu. Tor jak tor - musiałem się dopasować, poznać kąty. Jak to się przejdzie, to na każdym owalu da się ścigać. Kwestia przyzwyczajenia i tyle.

Wciąż inne kluby przejawiają zainteresowanie?

Tego już nie wiem. Moje Bermudy Stal zapewniła mi starty jako "gość" w Poznaniu. Pewniakiem do jazdy jest Kamil Pytlewski, a drugie miejsce zajmie ktoś z trójki: Ja, Rafał Karczmarz, Mateusz Bartkowiak. Zawodnik, który w weekend nie weźmie udziału w meczu PGE Ekstraligi, pojedzie wspierać SpecHouse PSŻ. Tak to ma być rozegrane. Jestem więc spokojny o regularne starty, moja przyszłość jest bezpieczna.

Sam pan zajmuje się sprawami kontraktowymi?

Menadżera nie mam, staram się większość rzeczy ogarniać samemu. Pomagają mi też rodzice wraz z przyjaciółmi. Mam dwie zaufane osoby, z których zdaniem się liczę i mi doradzają. Typowego menadżera jeszcze nie posiadam. Uważam, że na tym etapie kariery nie jest potrzebny. Mógłby tylko niepotrzebnie naplątać w moim życiu.

Zobacz takżeŻużel. PGE Ekstraliga. Stal - Włókniarz. Awaria w Gorzowie. Nie pierwszy raz w polskim żużlu zgasło światło
Zobacz takżeŻużel. TSEC: Madsen wykorzystał błąd Pedersena i znów wygrał w Toruniu. Smektała tuż za podium (relacja)

Źródło artykułu: