Australia może służyć za wzór do naśladowania, gdy idzie o radzenie sobie z koronawirusem. Testy zakrojone na szeroką skalę (nawet 12 tysięcy dziennie), szybkie wykrywanie, izolowanie nosicieli oraz zachowanie dystansu pozwoliły Australijczykom przejść pandemię niemal suchą stopą. Leigh Adams mówi o zdecydowanych i mądrych posunięciach rządu i ministra zdrowia. Medalista Grand Prix i żużlowa legenda Fogo Unii Leszno opowiedział nam jednak nie tylko o koronawirusie, ale i o tym, jak zmieni on żużel. Adams ma też swoje zdanie w kwestii tego, co wydarzyło się w Unii i pozostawienia opaski kapitana na ramieniu Piotra Pawlickiego.
Wirus, czyli szybki lokaut, mało zgonów
- Moje życie zmieniło się, tak jak życie wielu osób na świecie - rozpoczyna Adams. - Przez kilka tygodni siedziałem zamknięty w domu, bo od wypadku i utraty władzy w nogach (spadł z motocykla, kiedy szykował się do pustynnego wyścigu w 2011 roku i wylądował na wózku) mam obniżoną odporność. Stan mojego zdrowia ogólnie nie jest zły, ale starałem się być bardzo ostrożny, żeby nie narobić sobie kłopotów. To życie w czterech ścianach łatwe nie było. Pomogło mi jednak to, że mam na terenie posesji warsztat, w którym robię wyposażenie do motocykli dla początkujących zawodników.
Adams ma nadzieję, że jeszcze w czerwcu będzie mógł wrócić do tego, co lubi robić najbardziej, czyli do pomagania młodym sportowcom w rozwoju kariery. Były żużlowiec stwierdza, że szybki powrót do normalności, to zasługa dobrych decyzji rządu. - Błyskawicznie zamknięto kraj, wprowadzono też kwarantannę dla osób przyjeżdżających. Wprowadzono szereg zasad i obostrzeń, które wybawiły nasz kraj z opresji. Bo co znaczy 100 zgonów (w Australii zanotowano 7240 zakażeń i 102 zgony - kraj liczy 25 mln mieszkańców), gdy w Stanach opłakują śmierć ponad stu tysięcy. W innych krajach zgony też są liczone w ogromnych liczbach. Już próbujemy wracać do normalności. Nie nosimy masek, zachowujemy jednak bezpieczny dystans.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
O koronawirusie zapomnimy za 2 lata
- Jeszcze w czerwcu powinny wrócić sporty motorowe - mówi pytany przez nas o to, czy na plażach znowu są tłumy. Tego jednak nie wie, bo całe jego życie kręci się wokół sportu. Wiedzą coś o tym w Lesznie. W końcu Adams odkrył kilku zawodników, których wysłał do prezesa Fogo Unii Piotra Rusieckiego z prośbą, by ten dał im szansę. - Mamy dobry kontakt, staram się pomóc Unii, podsyłając młodych, zdolnych żużlowców. Czuję się pewnie, wysyłając ich do Piotra, bo wiem, że on nie zawiedzie, że dobrze się nimi zaopiekuje. Da im dach nad głową, rodzinne ciepło i szansę na rozwój - komentuje Adams.
Były żużlowiec przekonuje nas, że żużel czeka teraz 12 burzliwych miesięcy. Raz, że zawodnicy musieli renegocjować kontrakty. Dwa, że z powodu obniżki płac może zmniejszyć się zainteresowanie tym sportem u młodych ludzi. - Oni mogą uznać, że żużel się nie opłaca, że nie ma sensu podejmować ryzyka, skoro płace spadły. To musiało się jednak stać i dobrze, że zawodnicy podeszli do sprawy rozsądnie. Przez koronawirusa każdy z nas coś stracił, każdy przyjął jakiś cios. Po głowie dostały małe firmy, więc trudno, żeby kłopoty ominęły żużlową czołówkę.
- Dobrze się stało, że w Polsce, gdzie zarabia się najwięcej, udało się promotorom i zawodnikom znaleźć wspólny język. W takich sprawach potrzebny jest kompromis. Żużlowcy ustąpili, dzięki czemu możemy się cieszyć z tego, że ten sport wciąż ma osoby, które prowadzą ten sport - komentuje Adams, przekonując równocześnie, że w ciągu dwóch lat żużel powinien odbudować swoją pozycję, wrócić do tego, co było przed koronawirusem. A to z racji tego, że nie jest tak drogim sportem, jak Formuła 1.
Martwił się o Unię, ale kapitan Pawlicki mu nie przeszkadza
Była gwiazda Fogo Unii z niepokojem przyglądała się zamieszaniu z aneksami w klubie (chodziło o akceptację obniżki kontraktów). - Kiedy Emil Sajftudinow i Piotr Pawlicki nie podpisali aneksów razem z innymi, to trochę się tym zmartwiłem. W takich okolicznościach trzeba być jednak rozsądnym, zdać sobie sprawę z tego, że pieniądze nie są takie, jakie były. Na szczęście zawodnicy Unii to zrozumieli - stwierdza.
Ostatecznie stało się tak, że Emil Sajfutdinow z Pawlickim zostali w klubie, a pożegnano Jarosława Hampela, który jako jeden z pierwszym podpisał aneks. Tymczasem Pawlicki, choć przeskrobał, nadal ma być kapitanem zespołu. - I dobrze, bo ja też bym tutaj niczego w hierarchii drużyny nie zmieniał. Ten produkt z kapitanem Pawlickim działał, więc dobrze się stało, że nie robiono sztucznego zamieszania i zmiany - komentuje Adams, dodając, że jego zdaniem Unia wciąż jest zespołem na finał. - Mocny wydaje się też Włókniarz - dodaje, sugerując, że to może być główny rywal Byków w walce o złoto.
Adams martwi się jednak, że poza Polską może nie być w tym roku zbyt wielu żużlowych emocji. - Jeśli inne ligi ruszą, to na pewno sezon będzie tam krótki. W Wielkiej Brytanii mogą w ogóle nie wystartować, bo tam kluby żyją z kibiców, a nie wiadomo czy i kiedy wrócą oni w czasach koronawirusa. Boję się też o Grand Prix. Być może trzeba będzie okroić cykl do czterech rund. Mało, ale sądzę, że zawodnika, który to wygra, będzie można śmiało nazwać prawdziwym mistrzem świata - kończy Adams.
Czytaj także:
Bohater z karetki miał pić na służbie
Bez Hamulców 2.0: Fogo Unii potrzebny jest jeden król