Szczęście w nieszczęściu Pawła Miesiąca. Przygotowania do sezonu rozpoczął od upadku na pierwszym treningu. Zahaczył o dmuchaną bandę i przeleciał przez kierownicę. Szczęście, że nie doznał na tyle poważnych obrażeń, by wziąć dłuższe L-4. - Jeden trening odpuściłem - mówi nam żużlowiec Motoru Lublin. - Na kolejnym już byłem, bo po upadku najlepiej szybko wsiąść na motocykl i jak najwięcej jeździć, żeby nie nabawić się jakiegoś urazu psychicznego. Jazda jest najlepszym lekarstwem na kłopoty.
Powrót w przypadku Miesiąca jest o tyle kłopotliwy, że jest mocno poobijany. Ucierpiał zwłaszcza mostek. - Mam przez to kłopoty, ciężko mi się oddycha, ale jakoś daję radę. Jeden trening odpuściłem, żeby dojść do siebie, ale to wystarczy. Najważniejsze, że to, co się stało, to nie było nic poważnego. Miałbym przewalone, gdybym zaczął sezon od kontuzji - komentuje zawodnik, nie przebierając w słowach.
Zawodnik ma nadzieję, że już nic nie zakłóci mu przygotowań do sezonu i pierwszego, wyjazdowego meczu z Betard Spartą Wrocław. - Rok temu pojechaliśmy we Wrocławiu dobre spotkanie. Mądrzejsi o tamte doświadczenia znowu chcielibyśmy się fajnie zaprezentować. Jeśli chodzi o mnie, to z dotychczasowych testów sprzętu i przygotowań jestem zadowolony. Silniki od Flemminga Graversena spisują się bez zarzutu. Wszystko jest cacy. Nie waham się powiedzieć, że mam najlepszego tunera na świecie - stwierdza Miesiąc.
Zapytaliśmy jeszcze żużlowca o to, jak jeździ mu się po wprowadzeniu limiterów. Przypomnijmy, że to urządzenie jest swego rodzaju elektronicznym kagańcem, które nie pozwala odkręcić gazu na maksa na starcie. - Na trasie nie ma zmian, a na starcie, to mnie każda zmiana może tylko pomóc. Szybkie wyjście spod taśmy nie jest mocną stroną, ale może ten limiter zadziała na plus. Bo faktycznie wyczuwa się pewną zmianę, gdy idzie o sam moment startowy - kwituje zawodnik.
Czytaj także:
Bohater z karetki miał pić na służbie
Ostafiński: Unia musi mieć jednego króla
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams