Żużel. 50. urodziny Billy'ego Hamilla. Amerykanin dawno temu wypisał się z poważnego ścigania

50. urodziny świętuje właśnie Billy Hamill. Amerykanin przed wieloma laty wypisał się z poważnego speedwaya, choć jego dobry i bardziej utytułowany kolega Greg Hancock zrobił to dopiero ubiegłej zimy. Hamill sam zresztą był mistrzem świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Stany Zjednoczone nie są i nie były hegemonem żużla, ale w latach 1996-1997 dwóch różnych reprezentantów tego kraju zdobyło tytuły mistrza świata. Najpierw po czempionat sięgnął Billy Hamill, później jego śladami poszedł Greg Hancock.

Hamill i Hancock - obaj urodzeni w roku 1970, a ich kariery potoczyły się tak różnie. Ten pierwszy po sezonie 2002 dość niespodziewanie wycofał się z cyklu Speedway Grand Prix, co było wtedy zaskoczeniem dla wielu dziennikarzy i kibiców. W efekcie Hamill pozostał z ledwie jednym tytułem mistrzowskim na koncie.

W tym samym czasie Hancock przeżywał słabsze chwile w SGP, ale jednak przeczekał najgorszy okres, a wraz z nastaniem nowych tłumików wrócił na szczyt. Od roku 2011 dorzucił do swojej kolekcji jeszcze trzy kolejne laury. Ze sceny oficjalnie zjechał dopiero ubiegłej zimy w związku z chorobą nowotworową małżonki.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill

Czasy Team Exide

Obecnie w żużlu mamy stajnię Monster Energy czy Red Bulla, a przed laty funkcjonował Team Exide. Tworzyli go właśnie Hamill i Hancock. Wszystko za sprawą producenta akumulatorów, który wybrał amerykańskich żużlowców do promocji swojej marki. - Pamiętam rok 1996. Patrzyłem na Billy'ego wznoszącego puchar za mistrzostwo świata. Pomyślałem sobie "to powinno być moje". Zamierzam mu to odebrać - wspominał Hancock w jednym z wydań "Cycle World Magazine". Jak obiecał, tak zrobił, bo sezon później to on był najlepszym jeźdźcem świata.

Być może to, co różniło Hamilla i Hancocka, to determinacja. Jeszcze w roku 2000 pierwszy z nich był w stanie zostać wicemistrzem świata. Jednak w SGP nie płacono takich pieniędzy, by jeżdżenie po całej Europie co dwa tygodnie miało sens. Dlatego Hamill ostentacyjnie rzucił mistrzostwa. Był w tamtym okresie pierwszym żużlowcem, który potrafił zwrócić uwagę na zbyt niskie stawki w SGP.

W efekcie na ostatnim etapie kariery wolał skupić się na lidze. Jeśli popatrzymy na jego wyniki, zobaczymy że praktycznie przez cały okres rywalizacji na polskich torach nie zdarzyło mu się zejść ze średnią biegową poniżej 2,000. Statystykę zaburza jedynie rok 2007 - ostatni w polskiej lidze, kiedy to Amerykanin wystąpił tylko w jednym meczu (śr. 0,500).

Jeśli Hamill i Hancock w trakcie swojej kariery mieli jakieś cechy wspólne, to zamiłowanie do pieniędzy. Billy sparzył się na polskich działaczach już na samym początku, bo jego przygoda z naszym krajem zaczęła się od ROW-u Rybnik. W sezonie 1992 wykręcił imponującą średnią (2,848), ale też nie otrzymał wszystkich obiecanych pieniędzy. Dlatego później, gdy tylko zdarzały się jakieś poślizgi w płatnościach, Billy'emu zdarzało się krzyczeć do działaczy "where is my money?". Albo po prostu nie przyjeżdżać na mecze.

Legenda Eskilstuny

W przeciwieństwie do swojego kolegi Hancocka, Hamill potrafił jednak wytrzymać długo w jednym klubie i nie zmieniał pracodawców jak rękawiczki, nawet jeśli czasem popadał w konflikty z działaczami. W Polsce najdłużej był związany z Grudziądzem i Zieloną Górą. Na miano legendy zapracował sobie też w szwedzkiej Eskilstunie, gdzie startował nieprzerwanie przez 16 lat.

Hamill zaliczył też epizod w gorzowskiej Stali, gdzie na początku lat 90. też bywało krucho z gotówką. W efekcie opuścił jedno ze spotkań, tłumacząc się tym, że pies zjadł mu... kluczyki do busa. Innym razem, już jako zawodnik zielonogórskiego ZKŻ-u, spóźnił się na samolot i na prezentację wbiegł w prywatnych ubraniach z ledwo założonym plastronem.

W trakcie kariery dorobił się przydomka "Bullet" ("pocisk"). Równie charakterystyczny był jego design. Przez lata stawiał na zupełnie inny kształt osłon na motocyklu, który miał być znacznie lepszy pod względem aerodynamiki od wówczas i obecnie stosowanych. Nie lubił też tradycyjnych kevlarów. Często zakładał dość przewiewny kombinezon, stosowany zwykle do jazdy na motocrossie.

Hamill z żużlem, ale tylko teoretycznie, pożegnał się w marcu 2009 roku podczas zawodów w Wolverhampton. "Wilki" były jego ostatnim klubem w Wielkiej Brytanii, a dawna Elite League była dla niego trampoliną do kariery. Dopiero dekadę później ze sceny zjechał jego dawny kompan z Team Exide - Hancock.

Tyle że po powrocie do Stanów Zjednoczonych Hamill nie rzucił motocyklem w kąt. Nadal się ściga, ale już półamatorsko. Mimo to, w roku 2012 znów odwiedził Europę. Reprezentował swój kraj podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata. Zdobył wtedy tylko 2 punkty, Hancock - 16.

Czytaj także:
Dylemat Lamberta. Ściganie w Polsce kosztem ojczyzny?
Max Fricke chce też jeździć poza Polską

Źródło artykułu: