Żużel. Nie tylko prezesi mogą mieć problem. Tunerzy też pójdą z torbami? Wielu z nich jedzie na kredytach (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik wraz ze swoim teamem
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik wraz ze swoim teamem

- Żądania tunerów mogą pójść do góry. Problem tych z najwyższej półki polega na tym, że oni cały czas inwestują w swoje warsztaty, sprzęty, urządzenia. Wielu z nich jest obciążonych kredytami - mówi polski mechanik Jacek Filip.

W tym artykule dowiesz się o:

[b][tag=71535]

Kamil Hynek[/tag], WP SportoweFakty: Koronawirus szaleje. Gospodarka leży, prezesi klubowi zaczynają liczyć straty, jak sytuacja na froncie tunerów. Zaraza puści rynek mechaników z torbami?[/b]

Jacek Filip, tuner żużlowy, współpracujący z Joachimem Kugelmannem: Ja już chodzę z pustą torbą od czterech lat (śmiech). Ale wesoło nie jest. Będzie kłopot i to duży. Żużel jest tylko fajnym dodatkiem do rzeczy dużo ważniejszych, a priorytety wraz z wkroczeniem do naszego kraju zarazy mocno się zmieniły. Na pewno odczujemy to w każdej dziedzinie życia. I nasze podwórko mechaników nie będzie w tym względzie wyjątkowe.

Nie wiadomo, kiedy sezon ruszy, ale już głośno przebąkuje się, iż bez renegocjacji umów zawodników się nie obejdzie. Myśli pan, że tunerzy też podejdą do tego ze zrozumieniem i obniżą swoje żądania za silniki?

Nie liczyłbym na to. Zastanowiłbym się nawet czy nie pójdą z wymaganiami do góry. Czeka ich bowiem, podobnie jak zawodników, okres zawieszenia i stagnacji. Za części trzeba zapłacić, a tunerzy nie mają wpływu na ich cenę. Cytując klasyka: to nie są tanie rzeczy. Oczywiście wszystko zależy od podejścia i renomy, kto w jakich realiach i kategoriach się obraca. Można iść na inne ustępstwa i np. zejść "parę złotych" z jakąś robocizną. U mnie praca przy jednostce kosztowała ok. 900 zł plus VAT. Brałem ryczałt bez względu na to ile dni potrwa serwis. Rzeczy, które wyskoczyły przy remoncie były wkalkulowane w tę sztywną stawkę.

Mechanicy żyją z robienia silników i mają płacone za wykonaną usługę. 

Problem tunerów z najwyższej półki polega na tym, że oni cały czas inwestują w swoje warsztaty, sprzęty, urządzenia. Nie chcą zostać w tyle za konkurencją więc ciągle wydają kasę na udoskonalenia. Wielu z nich jest obciążonych kredytami. Nikt nie pozwoli sobie żeby lekką ręką, za jednym zamachem wydać kilkaset tysięcy euro. Sama maszyna do głowic to wydatek rzędu 30 tys. euro. Holownica następne 30 tys.  euro itd. A żeby panu jeszcze dosadniej uzmysłowić o jakich bajońskich sumach rozmawiamy, to widziałem niedawno cacko do głowic, za które trzeba dać w Polsce 875 tys. euro netto!

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Pan żartuje!?

Serio. Dlatego jeśli ktoś jest odważny, decyduje się na nabycie takiego sprzętu, koronawirus załatwi go w momencie. Później można już tylko strzelić sobie w głowę. Powiem szczerze, że ja już dawno włączyłem chłodną kalkulację i nigdy nie chwytałem się pożyczek. M.in. pewnie dlatego moje grono klientów jest wąskie i nie ma mnie w szerokiej przestrzeni tunerskiej. Inwestowałem to co zarobiłem. Tak się ten biznes kręcił.

A da się już oszacować ile ci najbardziej pożądani tunerzy utopią finansowo na braku zamówień w trakcie sezonu, gdyby przerwa potrwała np. do czerwca?

Jeszcze nie. W zimie wielu zawodników wysłało silniki do tunerów. Mechanicy mieli z tego pieniądze. Ale jest i grupa, która nadal nie dostała kasy na przygotowanie do rozgrywek więc one będą stały w kącie dopóki nie przyjdzie przelew. Główny kłopot jaki widzę przy opóźnieniu ligi, to jak w następstwie tego rozegrać sezon od warstwy technicznej. Gdzie i kiedy? Natłok meczów będzie ogromny, a mocy przerobowych wolnych praktycznie zero.

Sierpień wiązałby się już z ogromnym bólem głowy?

Jestem większym optymistą. Myślę, że pod koniec czerwca będziemy w stanie już wystartować z ligą. Podkreślam jednak, że to moja prywatna hipoteza.

Dobrze. No to załóżmy ten pana scenariusz. I tak dawka meczów będzie zwiększona, terminarz nie jest z gumy, będzie trzeba się wciskać w wolne terminy. Oblężenie w garażach tunerów będzie ogromne. Można będzie was porównać do tych lekarzy walczących noc i dzień o zdrowie pacjentów. A w wielu placówkach rąk i tak brakuje do pracy.

Doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Kto ile wytrzyma, tyle zarobi.

Dostrzegam u pana wyraźny spokój.

Nie można popadać w panikę jeżeli silniki są zrobione i czekają na odbiór. Zawsze mówiłem moim podopiecznym żeby nie działali pochopnie jeżeli silnik nie daje znaków zużycia. Czasami udawało się przejechać na jednej "szafie" dziesięć zawodów tj. ok. 50-60 wyścigów. Więc zapas jest. No, ale to już jest granica przy której należy mieć oczy szeroko otwarte i brać pod uwagę, że awaryjność wzrasta. GM produkuje naprawdę niezłej jakości części. A te podstawowe, typu korbowód i tłok można puścić na kolejne nawet trzydzieści biegów. Głównie chodzi o czop. Jak on ulegnie zniszczeniu, wtedy korba pójdzie w drzazgi i trzy czwarte silnika nie ma.

Giuseppe Marzotto dostawca części i silników GM pochodzi z Włoch, czyli z kraju, który w Europie najdotkliwiej odczuwa skutki koronawirusa.

Nie wiadomo jak zakład funkcjonuje. Na szczęście, jak wspominałem wcześniej, zlecenia są już robione ze znacznym wyprzedzeniem. Kłopot może być za to z częściami zamiennymi, które trzeba domawiać.

A jak teraz taki tuner pożytkuje czas, przecież nie zamyka warsztatu na cztery spusty i zapada w sen dopóki sytuacja na świecie się nie ustabilizuje. 

Przybliżę najczęściej stosowaną praktykę. Jesienią zbiera się zamówienia. Na wiosnę robi się konkretne zakupy, a potem są już tylko serwisy. Ostatnim etapem tej operacji jest odsyłka do zawodnika. Jest i grupa zawodników, którą stać żeby zaopatrzyć się  już w sezonie w pachnącą świeżością jednostkę. Ale generalnie w przypadku nowości odsyłam do podpunktu pierwszego.

A jak "odrobi bieżące lekcje". Nieplanowane wakacje u progu wiosny?

Różnie bywa. Zawsze znajdą się tacy, którzy mają zaległe roboty. Z drugiej strony będą też mechanicy, którzy są "na czysto" i aktualnie przebywają na przymusowym urlopie.

Reasumując, szczęściarzami mogą nazwać się ci zawodnicy, którzy jeszcze przed rozrostem pandemii dostali swoją działkę za sprzęt, a co z tym idzie tunerzy dozbrajający ich w silniki, bo mogli się spodziewać szybszej wpłaty?

Tak. Pamiętajmy jednak, że tunerzy musieli niezwłocznie sprowadzić części. A zysk tunera, to jest różnica między rozkładem kosztów i przychodem.

Ci lepsi dadzą sobie radę.

Większość z nich żyje w obcych krajach, gdzie oprocentowanie kredytu jest odrobinę lepsze niż u nas. Dlatego młodsze pokolenie tunerów zachodnich przeważnie brylowało. Wynikało to z dostępu do tych samych urządzeń, lecz za mniejsze pieniądze. A o których my możemy czasami wyłącznie pomarzyć.

CZYTAJ TAKŻE: Ten typ tak ma. Pawlicki lubi prowokować i być w centrum uwagi
CZYTAJ TAKŻE: Czy opóźniona liga jest kłopotem dla zawodników? Czas na plan awaryjny

Źródło artykułu: