Żużel. Bartosz Zmarzlik niczym Max Verstappen. Obaj potrafią w mig wyprzedać bilety na Grand Prix

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
zdjęcie autora artykułu

Bartosz Zmarzlik niczym Max Verstappen? Tak jak kierowca Red Bulla potrafił w mig wyprzedać bilety na GP Holandii w F1, tak żużlowy mistrz świata doprowadził do tego, że nie ma już wejściówek na Grand Prix w Warszawie i Wrocławiu.

W tym artykule dowiesz się o:

Sprzedaż biletów na Grand Prix Polski na PGE Narodowym w Warszawie trwała kilka miesięcy i już teraz, na ponad trzy miesiące przed imprezą, sprzedano wszystkie wejściówki. To ogromny wyczyn, bo mowa przecież o największym obiekcie sportowym w Polsce.

Na znacznie mniejszym, wyremontowanym nie tak dawno Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, żużlowe Grand Prix pojawi się na początku sierpnia. Biletów na te zawody już też nie ma. Wyprzedały się w ledwie kilka godzin. Zainteresowanie momentami było tak duże, że nie wytrzymywały serwery.

Trudno nie powiązać tego żużlowego boomu z osobą Bartosza Zmarzlika, który w roku 2019 został mistrzem świata. Gorzowianin nakręcił koniunkturę, której efekty widzimy teraz. Bilety na Grand Prix nie należą przecież do najtańszych, a szybko znalazły odbiorców. To zjawisko niespotykane wcześniej w żużlu. Nawet gdy w ostatnich latach po tytuły sięgał Tai Woffinden, to brytyjscy fani nie byli tak nakręceni i nie potrafili zapełnić stadionu w Cardiff na kilka miesięcy przed imprezą.

ZOBACZ WIDEO #MagazynBezHamulców: Gorąca linia Ostafińskiego z Kryjomem. Co ma Pawlicki do Zmarzlika

W całym motorsporcie jest tylko jeden zawodnik, który potrafi tak zmobilizować kibiców. Mowa o Maxie Verstappenie, dla którego Holendrzy organizują w tym roku wyścig Formuły 1. Pierwszy po 35 latach przerwy, w tym celu remontują właśnie obiekt Zandvoort, co pochłonęło fortunę. Organizatorzy Grand Prix Holandii już w grudniu informowali, że sprzedali wszystkie bilety na trzydniowe wydarzenie. Zajęło im to ledwie trzy dni. Zandvoort w maju ma odwiedzić nawet 315 tys. fanów F1.

- To, że nie ma już biletów na Grand Prix w Warszawie i Wrocławiu, to efekt Zmarzlika. To trzeba wprost nazwać. Wiele osób mówi, że sport jest piękny, bo jest nieprzewidywalny i dlatego jest takie zainteresowanie. Ja się z tym nie zgodzę - powiedział nam Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.

Zdaniem Krzystyniaka, kibice masowo ruszyli po bilety, bo są pewni kolejnych triumfów Zmarzlika w roku 2020. - On napędza to wszystko. Kibice chcą go widzieć triumfującego. Nie mówię, że wygra każdą rundę Grand Prix w Polsce, ale w tej chwili fani mają przekonanie, że on tam gdzieś będzie w czołówce. To jest dla nich znak, by kupować bilety - dodał nasz ekspert.

Były żużlowiec uważa, że Polska do tej pory miała jednego takiego sportowca, który potrafił tak mocno angażować kibiców i przyciągać ich na trybuny. Ma na myśli Adama Małysza. - Dlaczego fani zaczęli masowo jeździć na skoki, dlaczego skocznia w Zakopanem zaczęła przeżywać oblężenie? Bo była pewność, że Małysz wygra. A jak nie wygra, to będzie chociażby trzeci, że pojawi się na podium. I teraz jest tak samo ze Zmarzlikiem - podsumował Krzystyniak.

Czytaj także: Kacper Woryna nie dał się nabrać na kurację kroplówką

Czytaj także: Dlaczego Motor odpuścił transfer braci Curzytków?

Źródło artykułu: