Podczas meczu we Wrocławiu Betard Sparty z MRGARDEN GKM-em Grudziądz żółtą kartką za faul na Vaclavie Miliku ukarany został Przemysław Pawlicki. - Nie dyskutowałbym tutaj w ogóle, czy słuszna była żółta kartka. Gdyby była czerwona, dyskutowalibyśmy o decyzji sędziego. Nie kwalifikowałbym tego zajścia na czerwoną kartkę. Jeżeli jest celowość ataku, to jest to czerwona kartka. Przemysława Pawlickiego pociągnęło w koleinie. Sędzia przyznał żółtą kartkę. W mojej ocenie słusznie - powiedział Leszek Demski.
Nie zgadzał się z tą interpretacją Krzysztof Cegielski. - Nie dałbym żółtej kartki Przemkowi. Gdyby przewrócił Milika w ten sam sposób, ale bez przyczyny torowej, to inaczej byśmy rozmawiali. Dlaczego Przemka wyciągnęło na zewnątrz? Słynna prawa noga była uniesiona w górę, a powinna dociskać hak. Z uwagi na to, że ta noga była w powietrzu, motocykl nie był pod taką kontrolą, jaką powinien być, dlatego wjechał w przednie koło, a nie prześliznął się i pojechał dalej - mówił szef Stowarzyszenia Metanol.
Na te słowa nie pozostał dłużny Leszek Demski. - Rozumiem, że Krzysztof jako prezes Stowarzyszenia Metanol nie dałby nikomu ani żółtej, ani czerwonej kartki Przyczyna torowa? Czy nieopanowanie motocykla, bo była zdjęta noga z haka? - pytał szef sędziów. - Wielu zawodników ściga nogę z haka i za to nie przyznajemy żółtych kartek - ripostował Cegielski. - Gdyby prawidłowo prowadził motocykl, prawdopodobnie nie szarpnęłoby go na wyjściu z łuku. Został ukarany za spowodowanie upadku, który był konsekwencją nieprawidłowego prowadzenia motocykla. To nie jest przyczyna torowa, ale błąd zawodnika - dodał Demski.
ZOBACZ WIDEO: Zobacz, jak prezes Falubazu rozbawiał Ostafińskiego
Panowie Cegielski i Demski zbieżne zdania mieli w kontekście upadku Krzysztofa Buczkowskiego i jego wykluczenia z powtórki wyścigu trzeciego we wspomnianym meczu we Wrocławiu. - Buczkowski sam wysiadał z motocykla. Nie przewrócił się jednak celowo. Przecież żaden zawodnik nie przewróci się specjalnie, mając w świadomości, że jadą za nim inni - mówił Demski. - Mniej chyba zawinił Czech niż Krzysztof Buczkowski - zgodził się tym razem Cegielski.
Mecz we Wrocławiu wzbudził także kontrowersje z uwagi na to, że zawieszony jako osoba funkcyjna, którą jest trener, Dariusz Śledź był przypisany do Vaclava Milika jako mechanik. - Po co ta szopka? Dopytywał Marcin Majewski z Nsport+. - Trzeba by o to zapytać Komisję Orzekająca Ligi, która zajmuje się sprawami dyscyplinarnymi. Z tego, co mi wiadomo Dariusz Śledź nie miał zakazu przebywania w parku maszyn. Gdyby miał taki zakaz, nie mógłby być mechanikiem. Został zawieszony jako osoba funkcyjna, to warto zaznaczyć, że mechanik jest także osobą funkcyjna - wyjaśniał Demski. - Jeśli ktoś ma zakaz prowadzenia drużyny, to powinien mieć faktycznie taki zakaz i nie przebywać z drużyną, czy mu się to podoba czy nie. Jeśli Darek Śledź mógł nadal robić to, co robił, tylko ubrał inną koszulkę, to nie wygląda to dobrze. Nikt, kto patrzy na to z boku, nie rozumie tej sytuacji - komentował Krzysztof Cegielski.
Polemikę pomiędzy szefem sędziów, a szefem Metanolu wywołał także trzeci wyścig meczu w Częstochowie, gdzie arbiter dopuścił do powtórki w pełnej obsadzie po upadku Jacka Holdera i Fredrika Lindgrena. Decyzję sędziego Leszek Demski uznał za prawidłową. Nie zgadzał się z tym do końca Krzysztof Cegielski. - Sytuacje są różnie interpretowane. Są zdarzenia na drugim lub trzecim okrążeniu, gdy faktycznie nie ma winnego, a ktoś musi być wykluczony. Nie wiem do końca, kiedy powinno się wykluczać, a kiedy nie. Zawodnik w kasku czerwonym powinien się złożyć, a pojechał prosto - opisywał Cegielski jazdę Adriana Miedzińskiego. - Słynny argument o zmianie toru jazdy mnie nie przekonuje. Zawodnicy ciągle zmieniają tor jazdy. Taki jest żużel - dodał Cegielski.
To była jednak przygrywka do polemiki szefa Metanolu z Leszkiem Demskim odnośnie analizy startów Pawła Miesiąca w meczu Fogo Unii Leszno ze Speed Car Motorem Lublin. - Ruch ciała? Nie dajemy ostrzeżeń za ruch ciała - mówił Demski. - Motocykl nie może się ruszać - zaznaczył. - Nie mam wątpliwości, że zawodnik zaryzykował - mówił Demski. - Zaryzykował na tyle, że najpierw poszła taśma, a później zawodnik - tłumaczył szef sędziów. - Rozumiem, że zmieniamy od dzisiaj przepisy? - dopytywał trochę ironicznie Cegielski. - Do tej pory argumenty pana Leszka były takie, że jeśli nie było reakcji na taśmę, tylko wstrzelenie się, to wyścig nadawał się do przerwania i ukarania ostrzeżeniem - przypominał Cegielski. - Brakuje mi konsekwencji w interpretacji - ubolewał szef Metanolu.
Gościem Magazynu PGE Ekstraligi był także dawno niewidziany w środowisku żużlowym Jacek Frątczak. Były menedżer Get Well Toruń zdradził, że mecz w Częstochowie był pierwszym jego poprzedniego klubu, który obejrzał po tym, jak odszedł z Torunia. - Oglądałem dlatego, że czułem, że to jest ten mecz, w którym można zaskoczyć rywala. Nie ukrywam, że był smutek po wyścigu, w którym mecz się zamknął. Liczyłem, że chłopaki są w stanie odwrócić losy. Bardzo trudno ogląda się mecze byłej drużyny - nie krył Frątczak.
Barwna postać, jaką jest Frątczak złożył w niedzielny wieczór ważną deklarację odnośnie swojej przyszłości. - Funkcja menedżera jest dla mnie zamkniętym rozdziałem - zaklinał się Frątczak. - A gdyby Falubaz poprosił - dopytywał Cegielski. - Nie prowokuj Krzysztof. Nie ciągnijmy tego tematu. Nigdy nie mów nigdy. Kontekst prowadzenia zespołu uważam jednak za zamknięty - podkreślił Frątczak.
Zobacz także: Betard Sparta poradziła sobie bez trenera
Dla mnie proste. Taśma=wykluczenie, a jak któryś chce to niech sobie przed startem nawet salto zrobi, byle taśmy nie dotkn Czytaj całość