Żużlowy świat usłyszał o Januszu Kołodzieju po finale DMŚ w Poole w 2004 roku. Kadra Polski była wówczas zbierana z łapanki, bo nie wszyscy chcieli w niej jechać. W tej sytuacji Szczepan Bukowski, były prezes Unii Tarnów, który wówczas był menedżerem reprezentacji, zabrał na finał 20-letniego Kołodzieja oraz innego juniora Unii Marcina Rempałę. W Poole tarnowska młodzież pojechała tak, że niektórym szczęki opadły. Kołodziej zdobył 10 punktów, Rempała 7. Medalu z tego nie było, ale stało się jasne, że z tych zawodników Unia i polski żużel mogą mieć pociechę.
Drugim ważnym wydarzeniem w karierze Kołodzieja był finał IMP w 2005 roku w Tarnowie. Janusz na ostatnich metrach wyrwał złoto Tomaszowi Gollobowi i stadion oszalał. Tyle, że Gollob na imprezie po finale musiał tłumaczyć, że bynajmniej nie przepuścił młodszego, klubowego kolegi, bo wtedy Janusz i Tomasz byli zawodnikami Unii. Gollob mówił siedzącym obok niego, że Kołodziej jeszcze wielokrotnie będzie mistrzem Polski i zrobi karierę. Wykrakał.
Czytaj także: Kołodziej pojechał w finale IMP w Lesznie tak, że diabeł by go nie zatrzymał
Pozostając przy rzeczach wielkich, przeskakujemy do 2010 roku i pierwszych punktów zdobytych przez Kołodzieja w Grand Prix. Dwa razy pojechał z dziką kartą i dwa razy awansował do finału. W Lesznie zajął czwarte miejsce, w Bydgoszczy trzecie. To były te dwie wisienki na torcie, choć z drugiej strony sukcesów miał Kołodziej w 2010 roku jeszcze kilka. Z reprezentacją zdobył złoto w DPŚ, wygrał IMP, Złoty Kask, a z Unią Leszno zdobył tytuł mistrza Polski. Zdobył także drużynowe złoto w lidze szwedzkiej. Dodajmy, że pierwsze w karierze.
ZOBACZ WIDEO: Janusz Kołodziej: Komentarze w internecie problemem dla zawodników, choć mnie hejt nakręca
Ostatnią ważną chwilą w karierze Kołodzieja jest bez wątpienia tegoroczna wygrana w Grand Prix Czech. Pierwsza w karierze. Dość zaskakująca, bo przed sezonem Janusz był pomijany we wszelkich poważnych prognozach. Raczej widziano w nim pewniaka do odpadnięcia z cyklu po rocznej przygodzie.
Czytaj także: Kolodziej jest wśród legend. Będzie jedną z nich
- A on się może spokojnie utrzymać - mówi Paweł Racibor, menedżer Jakuba Jamroga, który śledzi karierę Kołodzieja od początku. - Nie lubi krótkich torów, ale kalendarz pod tym względem mu sprzyja, bo w tym roku mamy tylko trzy takie, a dwa już za nami. Najbliższą rundę we Wrocławiu może spokojnie wygrać. Sukcesem będzie, jak się utrzyma, czyli zajmie miejsce w ósemce. Według mnie to możliwe - kwituje Racibor.
Patrząc na ostatni finał IMP w Lesznie łatwiej uwierzyć w powyższe słowa. W końcu Kołodziej ograł dwóch uczestników Grand Prix, zostawiając ich daleko za plecami. Zwłaszcza pokonanie Bartosza Zmarzlika należy docenić, bo wcześniej tenże Zmarzlik łatwo zdobył pięć trójek i pewnie zmierzał po złoto. Zatrzymał go Kołodziej.