Żużel. Mecz ROW - Start w pigułce: Rozjechany prezes, kłopot bogactwa gości, piach w drugiej linii Rybnika (komentarz)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Troy Batchelor w czerwonym kasku
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Troy Batchelor w czerwonym kasku

W niedzielnym meczu PGG ROW - Car Gwarant Start z minimalnego zwycięstwa 47:43 cieszyli się gospodarze. Paradoksalnie jednak przed decydująca fazą sezonu więcej radości i powodów do optymizmu płynie z obozu gnieźnieńskiego.

[b]

KOMENTARZ.[/b] Żarty się kończą, faza play off za pasem, a problemów w ROW-ie jakby przybywa. Poza dwójką niekwestionowanych liderów w osobach Kacpra Woryny i Troya Batchelora, wspartych solidnym Mateuszem Szczepaniakiem, w rozsypce jest cała druga linia.

Jeśli faworyt rozgrywek Nice 1 LŻ myśli o zrealizowaniu ambitnego planu wejścia do PGE Ekstraligi musi zacząć się poważnie modlić o szybki powrót do zdrowia Siergieja Łogaczowa. Nick Morris i Daniel Bewley, którzy dostali swoją szansę w niedzielnym meczu z Car Gwarant Startem zawiedli. Nie jest to aktualnie materiał zawodniczy gwarantujący poważne uzupełnienie punktowe.

CZYTAJ TAKŻE: Sensacja była blisko. ROW uciekł spod topora

Drużyna zamiast się rozpędzać i łapać wiatr w żagle, przed najważniejszą częścią sezonu, zaczęła hamować. Na ławce siedzi jeszcze co prawda Linus Sundstroem, ale o ile u siebie wygląda, to jako tako, o tyle na wyjazdach Szwed w większości zawodzi. W takiej sytuacji trzytygodniowa przerwa wakacyjna od ligowego ścigania może się okazać dla ekipy Piotr Żyto niezwykle zbawienna. Jest czas na ponowne pozbieranie klocków do kupy.

ZOBACZ WIDEO: Polny bez ogródek. Motor musi znaleźć nowego trenera

Gnieźnianie z kolei, przed sezonem nie byli w gronie drużyn typowanych do pierwszej czwórki. Spychano ich do barażów, a argumentowano to w ten sposób, że podopieczni Rafaela Wojciechowskiego odjechali rok temu rozgrywki życia i teraz na powtórkę nie masz szans. Tymczasem zespół jakby jeszcze urósł w siłę. Skonsolidował się i teraz w pierwszej stolicy Polski zbierają tego owoce.

Start nie jest już tylko czarnym koniem Nice 1.LŻ, ale ekipą, którą np. ROW pewnie najchętniej ominąłby w pierwszej rundzie play off szerokim łukiem. Po niedzielnej potyczce w Rybniku z całą odpowiedzialnością należy stwierdzić, że nie jest to ostatnie słowo Startu, tym bardziej, że z kapitalnej strony pokazał się długo zamknięty do zamrażarki Andriej Kudriaszow. To wręcz odwrotnie proporcjonalnie do tego z czym przyszło się zmagać sztabowi szkoleniowemu ROW-u. Tam problemów tych negatywnych trochę się na piętrzyło, w Gnieźnie natomiast kłopot, ale bogactwa, bo kogoś być może niesprawiedliwie będzie trzeba odstawić od składu.

BOHATER. Troy Batchelor. Wspólnie z Kacprem Woryną utrzymywali przy życiu swój zespół. Ale to Australijczyk miał trudniejsze zadanie do wykonania i wywiązał się z niego perfekcyjnie. Kiedy rywale podganiali wynik, on ostudzał ich zapędy umiejętnie prowadząc kolegę z pary, dowożąc triumfy biegowe.

Po zakończeniu spotkania nad postawą Batchelora rozpływał się sam Żyto, który podkreślał, że pod względem jazdy drużynowej Troy jest niezwykle wartościowym żużlowcem. Nie interesuje się bowiem tylko własnym losem, ale kiedy trzeba pomóc partnerowi, po prostu to robi. W piętnastym biegu z Woryną wytrzymali ciśnienie i jadąc z nożem na gardle dowieźli podwójną wygraną, chroniąc siebie i kolegów przed katastrofą.

KONTROWERSJA. Szósty bieg i starcie Kacpra Woryny z duetem gnieźnian - Kudriaszow - Fajfer. Kapitan gospodarzy z pierwszego miejsca spadł na trzecie w wyniku bezpardonowych wejść przeciwników. Po biegu nie krył irytacji. Zaczął wymachiwać, gestykulować rękoma zarówno w stronę Rosjanina i Polaka, ale także w kierunku wieżyczki gdzie zasiadał arbiter. Pamiętając, że Woryna też nie jest torowym aniołkiem chyba trafiła kosa na kamień. Na szczęście sprawa nie miała dalszego ciągu w parku maszyn i jak wyjaśnił Oskar Fajfer ogień szybko ugaszono.

CZYTAJ TAKŻE: Ostafiński i Hynek biorą się za łby. Jeden polski junior out. Czy mamy aż ośmiu Jeppesenów?

AKCJA MECZU. Ze względu na jej ważność wyróżniamy ostatnią gonitwę i podwójną wygraną pary ROW-u. Przed nią na tablicy wyników widniał remis. Woryna i Batchelor. musieli wziąć sprawy w swoje ręce. Popisując się doskonałym wyjściem spod taśmy, pewnie ograli Jabłońskiego i Kudriaszowa.

LICZBA. 3. Tyle dosłownie centymetrów zabrakło Adrianowi Gale do rozjechania w parku maszyn prezesa ROW-u Krzysztofa Mrozka.

Źródło artykułu: