Za i przeciw Hynka. Dla kogo wakacje, dla tego wakacje. Zawodnicy odpoczywają, prezesi wychodzą na łowy

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta i trener Robert Kempiński
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta i trener Robert Kempiński
zdjęcie autora artykułu

Przerwa wakacyjna, to dla zawodników okres na złapanie oddechu, okazja do krótkiego urlopu, naładowania baterii przed najważniejszą częścią sezonu. W tym samym czasie wytężona praca czeka prezesów, którzy zaczynają wychodzić na łowy.

Przed nami niemal miesiąc bez PGE Ekstraliga. W wielu przypadkach wygląda to tak, że tabela przed przerwą wakacyjną jest już mniej więcej uformowana. Można się domyśleć gdzie dany klub skończy, o co będzie się bił. Prezesi klubów także mają już w głowie pewny projekt drużyny na nowy sezon, a na pewno zarys, które ogniwa należałoby wymienić, aby w kolejnych rozgrywkach drużyna prezentowała się lepiej.

Dla zawodników pauza w środku sezonu jest w pewnym rodzaju próbą złapania oddechu, naładowania baterii na najważniejszą część rozgrywek. Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić wyjeżdżają nawet z całymi rodzinami na krótkie wakacje w ciepłe kraje. Takie są zamierzenia. Nie znaczy to jednak, że zażywają spokoju, albo mogą sobie pozwolić na wyłączenie telefonów przez kilka dni. Wręcz przeciwnie. Wraz z początkiem urlopu ich linia rozgrzewa się do czerwoności.

CZYTAJ TAKŻE: Nowe osoby w zarządzie Stali. Grand Prix wróci do Gorzowa?

To prezesi ruszają na łowy. W gabinetach trwają burze mózgów, powstają pierwsze listy życzeń. Następuje wielkie sondowanie rynku. Oczywiście rozmowy, czy wykonywane połączenia mają wymiar kurtuazyjny, ponieważ oficjalne zaproszenia do pertraktacji są zabronione. Od jednego z byłych prezesów usłyszeliśmy nawet, że okienka transferowe w Polsce są dwa. To prawidłowe listopadowe i nieoficjalne lipcowe. Wcześniej też dochodzi do pewnych rozgrywek, ale kiedy goni mecz za meczem, na głowie jest organizacja zawodów, na wiele spraw nie po porostu czasu i przekłada się je na późniejszy termin.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob przerażony tym, co dzieje się w żużlu. Karty rozdają mechanicy

Dwaj prezesi już zabezpieczyli się na ewentualne podchody swoich kolegów po fachu i stosunkowo niedawno zaklepali liderów na sezon 2020. Michał Świącik dobił targu z Leonem Madsenem, a w Grudziądzu podpisali lojalkę z Artiomem Łagutą. To znak, że coś wisiało i wisi w powietrzu.

Zakulisowe gierki już się zaczęły. Osobne pytanie brzmi, czy takie zachowania są etyczne. Wielu ekspertów najchętniej zniosłoby regulaminowe obwarowanie, że negocjacje z "obcymi" zawodnikami można prowadzić dopiero w późną jesienią. Wszak wówczas już wszystko jest jasne, a zimową aurą na papier są przelewane ustalenia, które przedyskutowano jeszcze w blasku słońca. Ktoś da wiarę, strzelam, że np. po spadku Get Well Toruń ten najbardziej rozchwytywany Jason Doyle, zostanie wzięty w obroty przez Jakuba Kępę ze Speed Car Motoru Lublin dopiero 1 listopada, czyli w dniu otwarcia okresu transferowego i panowie jeszcze w tym samym dniu ogłoszą współpracę na 2020 rok? Wolne żarty, przepis martwy.

Szefowie klubów starają się działać szybko. Kiedyś to zawodnicy częściej wychodzili z inicjatywą przedłużenia umów, teraz sternicy nie zwlekają w obawie, że najlepsze kąski im najzwyczajniej w świecie wyfruną. W tym biznesie nie ma skrupułów, swoisty wyścig szczurów już nikogo nie dziwi, przebitki są na porządku dziennym. Wygrywają albo ci najsprytniejsi, albo dysponujący większą gotówką.

Innym sygnałem na wzór "wiedz, że coś się dzieje" to obecność w parku maszyn prezesów, których widoku w tej strefie stadionu zdążyliśmy już odwyknąć. Czy ktoś uwierzy, że są tam tylko po to, aby mocniej zdopingować swoją drużynę?

CZYTAJ TAKŻE: Kończą wiek juniora i przepadają. "Nie jadę, bo nie mam pieniędzy"

Źródło artykułu: