Trzykrotny mistrza świata upadł na tor w wyścigu siódmym niedzielnego meczu sparingowego. Stadion zamarł, bo wszystko wyglądało koszmarnie. Stan żużlowca był od początku na tyle poważny, że Tai Woffinden został przetransportowany helikopterem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Rzeszowie. Najnowsze informacje mówią o tym, że doszło u niego do wielu złamań. Środowisko żużlowe jest poruszone tym, co spotkało Brytyjczyka.
Dramat Woffindena sprawił również, że ruszyła dyskusja o bezpieczeństwie w żużlu. Wieloletni uczestnik cyklu Grand Prix Matej Zagar stwierdził, że należy zrezygnować z organizowania meczów sparingowych.
ZOBACZ WIDEO: Michelsen spędził dwa lata we Włókniarzu. Odpowiada wyraźnie, czy żałuje tej decyzji
- Kto teraz potrzebuje sparingów, to jest pytanie... dla Taia Woffindena jest już za późno... Zawsze byłem przeciwny tym przedsezonowym, bezsensownym testowym spotkaniom, gdzie zawsze znajdą się zawodnicy, którzy chcą pokazać, jak "dobrzy" są..." - napisał w mediach społecznościowych żużlowiec Unii Tarnów.
Później Zagara poparł między innymi Mark Lemon, były zawodnik, a obecnie opiekun brytyjskiego Belle Vue Aces. W podobnym tonie wypowiedział się też Oliver Berntzon reprezentujący w polskiej lidze barwy Moonfin Malesy Ostrów.
Znany trener krytykuje pomysł zawodników. "Chodzi o pieniądze"
Suchej nitki na pomyśle Zagara nie zostawia były trener kadry Marek Cieślak. - Sądzę, że zawodnicy mają tylko jeden kłopot ze sparingami. Chodzi o to, że jeździ się w nich za darmo, a mistrzowie tego nie lubią - mówi nam były opiekun żużlowej reprezentacji Polski.
Cieślak nie ma cienia wątpliwości, że rezygnacja ze meczów kontrolnych to absurdalny pomysł, który doprowadzi do wielu groźnych wypadków podczas inauguracyjnych meczów ligowych. - Proszę sobie wyobrazić, że podczas pierwszego spotkania o punkty dojdzie do karambolu, który spowoduje młody zawodnik. Ci sami żużlowcy, którzy teraz krytykują sparingi, będą mówić, że trzeba było wcześniej pojeździć. Liderzy i tak startują w meczach kontrolnych w dwóch biegach, a później się wycofują. To nie jest zatem żadne wyjście. Według mnie w tej kwestii wszystko jest w porządku - zauważa znany trener.
- Mecze kontrolne to forma przygotowań. Nie wszyscy są od razu na sto procent gotowi do jazdy. Dyskusja o bezpieczeństwie oczywiście ma sens, ale musimy cały czas pamiętać o jednej rzeczy. Możemy minimalizować ryzyko, ale wypadki w żużlu były, są i będą. Jeśli chcemy, żeby nie było żadnego ryzyka, to musimy przestać jeździć - zaznacza.
Były trener kadry nie ma jednak wątpliwości, że można jeszcze wiele poprawić w kwestii dmuchanych band, pod które regularnie wpadają żużlowcy. - Widziałbym inne rozwiązanie. Przy deskach należy doszyć solidny kawałek materiału, z którego jest zrobiona banda, zrobić odpowiednie otwory, a następnie przez bandę drewnianą przykręcić to śrubami z drugiej strony. Wydaje mi się, że wtedy problem zostałby rozwiązany. Na pewno warto próbować. Z drugiej strony musimy wziąć pod uwagę okoliczności wypadku Taia. W mojej ocenie największy kłopot polegał na tym, że z dużą siłą uderzył w niego motocykl. Nie wierzę, że takie obrażenia spowodował sam jego upadek. Teraz nie ma to jednak znaczenia. Najważniejsze, żeby Tai to przetrwał. Trzeba trzymać za niego kciuki - podsumowuje Cieślak.