Dramat mistrza świata. Jest w śpiączce. Żona ruszyła do Polski

Instagram / twoffinden / Na zdjęciu: Faye i Tai Woffindenowie
Instagram / twoffinden / Na zdjęciu: Faye i Tai Woffindenowie

Żużlowy mistrz świata został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej po fatalnej kraksie w trakcie meczu w Krośnie. Działaczom zabronił, by informowali żonę o jego wypadku. To kolejny dramat w jego życiu.

- Skupiam się na czerpaniu przyjemności z jazdy i dobrej zabawy - mówił w ubiegłym tygodniu Tai Woffinden w rozmowie z WP SportoweFakty. Po pierwszych treningach był naładowany pozytywną energią. Wrócił na tor po dziewięciomiesięcznej przerwie spowodowanej poważnym złamaniem łokcia. W barwach ZKS Stali Rzeszów chciał się odbudować i jeszcze raz powalczyć o tytuł mistrza świata.

Niekończący się koszmar Woffindena

Tyle że wszystko zmieniło się w niedzielę. Brytyjczyk podczas sparingu w Krośnie miał wypadek, wskutek którego doznał otwartego złamania kości udowej i wieloodłamkowego złamania łokcia. Ma też uszkodzonych kilka żeber i utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej ze względu na problemy z oddychaniem. Z uwagi na utratę sporej ilości krwi i ryzyko urazów wewnętrznych, pierwsze doniesienia z Podkarpacia nie były pozytywne. Na szczęście nie ucierpiał rdzeń kręgowy i 34-latek ma czucie w nogach.

ZOBACZ WIDEO: Mrozek ostro odpowiada Komarnickiemu. "Zlepek powalczy"

Obecnie snucie jakichkolwiek dywagacji o powrocie na tor Taia Woffindena jest nierealne. Od 2019 roku w każdym kolejnym sezonie trzykrotny mistrz świata notował poważną kontuzję. Gdy w czerwcu 2024 złamał łokieć, jego operacja trwała sześć godzin, a do Wrocławia w tym celu sprowadzano jednego z najlepszych chirurgów w Europie. Sam zawodnik zaznaczył później, że "jego lewa ręka nigdy nie będzie już taka sama".

W żadnym momencie nie pomyślał jednak o końcu kariery. "Znajdowanie się poza torem i brak ścigania to dla mnie jak tortury. To wszystko, co znam i kocham" - zaznaczył w mediach społecznościowych w trakcie żmudnej rehabilitacji złamanego łokcia. Nie mógł wtedy przewidzieć, że za kilka miesięcy los znów wystawi go na ciężką próbę.

Gdyby nie kontuzje, Brytyjczyk być może byłby właśnie najpoważniejszym rywalem Bartosza Zmarzlika w żużlowym Grand Prix. Gdy w 2018 roku po raz trzeci zostawał mistrzem świata, nie bał się składać odważnych deklaracji. Zapowiadał, że chce przynajmniej siedem razy zdobyć tytuł mistrza świata i zostać najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii. - Jestem w najlepszym okresie kariery - podkreślał.

Obserwował śmierć ojca

Woffinden to najbarwniejsza postać w świecie żużla. Zasłynął licznymi tatuażami, ale też pasjami poza torem. W ostatnich miesiącach zaczął bawić się w DJ-a, o co zresztą część kibiców miała do niego pretensje. Twierdziła, że przez występy na festiwalach muzycznych nie jest w stanie w 100 proc. skupić się na ściganiu.

- Mam frajdę z uczenia się nowych rzeczy. Nie chcę obudzić się w wieku 50 lat i mówić do siebie: "O k***a, dlaczego całe życie uprawiałem tylko żużel?" - powiedział Woffinden w rozmowie z naszym portalem. Wcześniej Brytyjczyk regularnie skakał ze spadochronem, ukończył też kurs nurkowania i odbywał jazdy na skuterze wodnym. - Jestem bardzo impulsywny. Gdy coś zakiełkuje mi w głowie, po prostu to robię - podkreślał.

Życie Brytyjczyka naznaczyła śmierć ojca. Rob Woffinden zmagał się z rakiem trzustki. Jego agonia trwała kilkanaście miesięcy. W tym czasie Tai po raz pierwszy trafił do mistrzostw świata. Rok 2010 okazał się w jego wykonaniu katastrofą. Bardzo mocno odczuł brak rodzica. - Nie miałem jego wsparcia, brakowało mi frajdy - zdradził w jednym z wywiadów.

Jak sam przyznał, po sezonie wrócił do Australii "pozbawiony sensu życia". Imprezował przez trzy miesiące, postawił na używki. To miało przełożenie na jego wyniki w kolejnym roku, który był równie fatalny. Wtedy wielu postawiło krzyżyk na Brytyjczyku. Nie skreślili go jednak działacze Betard Sparty Wrocław.

Odżył we Wrocławiu

Wrocławianie sięgnęli po Woffindena, gdy klub zmagał się z kryzysem finansowym i sportowym. Prezeska Krystyna Rusko zaopiekowała się żużlowcem, który szybko odwdzięczył się wynikami na torze. Był najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi, w roku 2013 zdobył pierwszy w karierze tytuł mistrza świata.

- Wrocław to moje miasto - powtarzał wielokrotnie Woffindena i chociaż miał korzystniejsze oferty z innych klubów, regularnie je odrzucał i rezygnował tym samym z milionów złotych. Chciał spłacić dług względem działaczy i zdobyć z Betard Spartą upragniony tytuł mistrzowski. Dokonał tego w roku 2021. Na Dolnym Śląsku startował do końca sezonu 2024. - Wrocław jest twoim domem. Nasze serca są dla ciebie zawsze otwarte. Ten klucz jest symbolem tego, że drzwi do nas są dla ciebie zawsze otwarte - mówił na pożegnanie prezes Andrzej Rusko, wręczając mu symboliczny klucz do miasta.

Tai Woffinden zapracował na miano legendy Betard Sparty Wrocław
Tai Woffinden zapracował na miano legendy Betard Sparty Wrocław

W okresie pandemii Woffinden nawet zamieszkał w okolicach Wrocławia i pozostał na Dolnym Śląsku po jej zakończeniu. Wszystko po to, aby mieć bliżej na treningi i mecze. Ściągnął tutaj małżonkę Faye i swoje dzieci. To ona poprosiła go z czasem, by jednak wrócili na Wyspy. Brakowało jej znajomych. Problemem była też bariera językowa.

Sam Woffinden mówił nam, że mieszkanie we Wrocławiu powodowało, iż nie był w stanie odpocząć mentalnie od żużla. - Gdy tylko udawałem się na miasto, ludzie prosili mnie o chwilę rozmowy, o autograf, o zdjęcie. To było dla mnie zbyt wiele. Nawet moi sąsiedzi byli fanami żużla. Efekt był taki, że budziłem się rano w poniedziałek, robiłem coś wokół domu, a oni zaczepiali mnie: "jak tam poszło ci w meczu?". Wolę się wyłączyć, zresetować od żużla. We Wrocławiu to nie było możliwe - mówił.

Małżonka odmieniła jego życia

Tak jak Tai Woffinden wiele zawdzięcza działaczom z Wrocławia, tak równie ogromny wpływ na jego życie miała małżonka. Są parą od 2013 roku. W tym okresie Faye często pełniła dla Brytyjczyka rolę psychologa, ale i pielęgniarki. 34-latek w ostatnich miesiącach publikował w mediach społecznościowych filmy, na których małżonka wyjmuje szwy ze złamanego łokcia i czyści jego rany.

- Kiedy wracam do domu po zawodach żużlowych, to czasem byłem szczęśliwy, innym razem wkur****. Ona to wszystko cierpliwie znosiła, chociaż jest to dla niej emocjonalny rollercoaster. Radzi sobie z tym na tyle dobrze, że niezależnie od tego, czy wracam zadowolony po dobrym meczu, czy wściekły po złym, w domu mam zawsze spokojny azyl - tłumaczył nam Woffinden.

Gdy para się poznała, Faye w ogóle nie wiedziała, czym jest żużel. Z czasem świetnie odnalazła się w tym środowisku. Często wolny czas spędza wspólnie z żużlowymi przyjaciółmi męża, regularnie pojawia się na zawodach.

Gdy doszło do koszmarnego wypadku Taia Woffindena, jego małżonka wraz z dziećmi przebywała jeszcze w Australii - tam spędzają każdą zimę. Planowała powrót do Europy nieco później, gdy sezon rozkręci się na dobre. 34-latek początkowo zabronił działaczom, by informowali żonę o jego wypadku. Jednak nie było innego wyjścia. Jeszcze w poniedziałek Faye Woffinden wsiadła do samolotu i ruszyła w podróż do Rzeszowa.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (20)
avatar
Damian Szczygiel
18 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dużo zdrówka mistrzu 
avatar
Darth Vader
18 h temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Piszecie w kółko to samo, a my z niepokojem czekamy na nowe szersze informacje. 
avatar
Poznań koło Gorzowa
20 h temu
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Niech to będzie twój ostatni pech na żużlu, mam nadzieję że wyzdrowiejesz i jeszcze pokażesz starą dobrą klasę. 
avatar
Bialo-niebieskie serce
22 h temu
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
I to jest żona! 
avatar
Kot Ulung
1.04.2025
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Rodzina to podstawa ! 
Zgłoś nielegalne treści