Gollob powiedział Zmorze, że nie wystawi faktury. Prezes Stali nigdy tego nie zapomni

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock i Tomasz Gollob. Turniej Asy dla Golloba.
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock i Tomasz Gollob. Turniej Asy dla Golloba.

Zapytaliśmy prezesa Cash Broker Stali o trzech zawodników, którzy mieli na niego największy wpływ. Ireneusz Maciej Zmora bez wahania wymienił Bogusława Nowaka i Tomasza Golloba. Poza tym przyznał, że wiele nauczył się od juniorów i ich rodziców.

[tag=33440]

Bogusław Nowak[/tag] to legenda Stali. Dla Ireneusza Macieja Zmory postać, która zmieniła jego podejście do dbałości o historię i tradycję gorzowskiego klubu. - Gdy rozpoczynałem przygodę na stanowisku prezesa klubu, to wiele razy się spotykaliśmy. To on uświadomił mi sytuację byłych zawodników Stali Gorzów - wspomina szef gorzowskiego klubu.

- To za sprawą Bogusława Nowaka zrozumiałem, że część z nich odchodzi w smutku, żalu i zapomnieniu. To spowodowało u mnie zwrot w kierunku jeszcze większej dbałości o historię. Od tego czasu nieprzerwanie robimy bardzo wiele na tej płaszczyźnie. Pod tym względem jesteśmy jednym z najbardziej aktywnych klubów w Polsce - dodaje.

Drugim zawodnikiem, który miał ogromny wpływ na prezesa Stali, był Tomasz Gollob. Kiedy mistrz jeździł w Gorzowie, to Zmora piastował funkcję dyrektora. Po jednym z meczów doszło do wydarzenia, którego szef wicemistrzów Polski nie zapomni do końca życia. - Był taki czas, kiedy Tomasz Gollob jeździł u nas na tzw. ryczałcie. Za każdy mecz otrzymywał stałą kwotę. Liczba zdobytych punktów nie miała znaczenia -opowiada Zmora.

- Pamiętam, że jedno ze spotkań, które rozegraliśmy na naszym torze, kompletnie nie poszło po jego myśli. Tomasz przyszedł wtedy do mnie i powiedział, że za ten mecz faktury mi nie dostarczy, bo nie taka była umowa, co do jego roli w drużynie. Oznajmił mi wprost, że nie zasłużył na wypłatę. To pokazało mi, że nie można przykładać jednej miary do wszystkich żużlowców. Doszedłem do wniosku, że są w środowisku zawodnicy, którzy utożsamiają się z klubami i potrafią spojrzeć na świat oczami działaczy. Nie każdy jest najemnikiem, dla którego liczą się tylko pieniądze -przekonuje Zmora.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Praca Orlen Team daje efekty. "Realizują projekt blisko 20 lat. To godne podziwu"

Trzeciego zawodnika prezes Stali nie wymienił z imienia i nazwiska. Opowiedział nam jednak o trudnych relacjach z juniorami i ich rodzicami. - Kiedy przychodziłem do klubu, to zastałem jeden wielki armagedon, jeśli chodzi o przedsezonowe wojenki z młodzieżowcami i ich opiekunami - przyznaje. - Wtedy zapadały pierwsze ważne decyzje. Postanowiliśmy, że kontrakty z młodzieżowcami są zawierane od momentu rozpoczęcia przygody w szkółce aż do końca wieku juniora. Ten parametr nie podlegał już później negocjacji - tłumaczy.

- Z juniorami bywało wtedy trochę jak z dziećmi. Pojawiały się narzekania, że wszędzie jest lepiej niż w domu. W związku z tym uznaliśmy, że będziemy bardzo chętnie wypożyczać naszą młodzież do innych klubów, żeby posmakowali chleba z innego pieca. Z Bartkiem Zmarzlikiem takiej konieczności nigdy nie było. To inteligentny chłopak z ułożoną rodziną. Szybko potrafiliśmy znaleźć nić porozumienia. W wielu innych przypadkach zawodnicy potrzebowali jednak rocznego pobytu w innym mieście, żeby zrozumieć, co mają u nas - podkreśla Zmora.

- A rodzice? Często uważali, że gdyby ich pociechy miały złote tłoki, to na pewno jeździłyby szybciej. Uważali, że inni zawodnicy są faworyzowani i mieli lepsze motocykle. A przecież nie można sprowadzać wszystkiego do sprzętu, Te wszystkie doświadczenia zmieniły moje podejście. Jestem otwarty, żeby nasi juniorzy zbierali doświadczenia w innych miejscach. Oczywiście, każdemu z nich ma później otwartą furtkę i może do nas wrócić - podsumowuje szef Stali.

Źródło artykułu: