Unia Tarnów mogła sprawić wszystkim niezłego psikusa. Sukces był na wyciągnięcie ręki

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Jakub Jamróg
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Jakub Jamróg
zdjęcie autora artykułu

Unia Tarnów spadła z ligi, ale plamy nie dała. Zamiast kompromitacji była walka do samego końca. Kilka błędów przekreśliło szansę na sukces. Szkoda tylko, że na autorefleksję nie zdecydował się prezes klubu. Całą winę wolał zrzucić na trenerów.

W tym artykule dowiesz się o:

PLUS: mieli spaść z hukiem, a była walka do ostatniego biegu

Grupa Azoty Unia Tarnów była murowanym kandydatem do spadku. Satysfakcję mają dzisiaj ci, którzy taki scenariusz kreślili przed rozpoczęciem sezonu. Jednak beniaminkowi należą się ciepłe słowa. Wcale nie byli czerwoną latarnią ligi, jak wiele osób prognozowało. Skład co prawda nie powalał na kolana, ale tarnowianie potrafili sprawić lepszym drużynom psikusa. Choćby nawet jako jedni z nielicznych pokonali u siebie mistrzów Polski z Leszna. Szkoda tylko, że później nie poszli za ciosem. Przyszło nagłe załamanie formy i kompletny zjazd w dół. MINUS: błędy taktyczne położyły sezon

Kierownictwo drużyny już trochę się nasłuchało za błędy, które popełnili w czasie całych rozgrywek. Fakty są jednak takie, że kilka innych decyzji i Unia mogła się utrzymać. Generalnie lista jest długa. Zaczyna się od Wiktora Kułakowa, który wiele razy mógł zmienić słabego Artura Mroczkę czy Petera Kildemanda, a kończy się na mało trafionych rezerwach. Kwintesencją wszystkiego był dziwny układ par w biegach nominowanych podczas ostatniego meczu w Zielonej Górze. Ale to nie tak, że Paweł Baran i Mirosław Cierniak wszystko zepsuli. Linia pomiędzy wygranymi a przegranymi jest bardzo cienka. Gdyby dopisało im więcej szczęścia, wszyscy w Tarnowie pewnie nosili by ich dzisiaj na rękach.

PLUS: odrodzony Pedersen, objawiony Jamróg Brany trochę od niechcenia Nicki Pedersen był prawdziwą lokomotywą beniaminka. No może poza ostatnimi meczami, w których pojechał słabiej. Jednak kontrakt Duńczyka to sukces tarnowskich działaczy. Podobnie jak rewelacyjny Jakub Jamróg. Wychowanek Unii wyskoczył niczym królik z kapelusza i lał wielu droższych od siebie zawodników. Swoją drogą w dużej mierze dzięki tym dwóm panom tarnowianie do ostatniego tchu walczyli o utrzymanie.

MINUS: Prezes Sady wciąż na swoim stanowisku Od sezonu 2013 konsekwentnie osłabiał mistrzowską drużynę, z której kolejno odchodziły gwiazdy. Później pokłócił się z Januszem Kołodziejem, a na koniec nie potrafił zmontować większego budżetu, który pozwoliłby klubowi na angaż lepszych zawodników. Na domiar złego Unia na razie jest zadłużona i najpewniej będzie musiała wziąć kredyt. A pamiętajmy, że o takim wsparciu, jakie tarnowianie otrzymują od Grupy Azoty, wielu prezesów mogłoby pomarzyć.

Długa jest ta lista grzechów Łukasza Sadego. Kiedy drużyna spadła nie omieszkał zwolnić trenerów, a może wystarczyło samemu spojrzeć w lustro? W normalnych warunkach pewnie nie byłoby go już w klubie, a tymczasem wciąż utrzymuje się przy stołku. Poza tym to on w głównej mierze był odpowiedzialny za budowę drużyny, która w efekcie końcowym spadła. Coś tu jest nie tak.

ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo 2019 PZM Warsaw FIM SGP of Poland

Źródło artykułu: