Park maszyn bywa wulgarny. Nie podsłuchiwać czy ważyć słowa?

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: narada Fogo Unii Leszno
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: narada Fogo Unii Leszno

Stacja nSport+ próbowała podsłuchać naradę Fogo Unii, ale przez to na antenie słychać było niecenzuralne słowa. Czy telewizja powinna z takich rzeczy zrezygnować? A może to trenerzy i zawodnicy muszą na przyszłość ważyć słowa?

- Ktoś go kur** musi założyć - powiedział podczas niedzielnego meczu PGE Ekstraligi menedżer Fogo Unii Leszno, Piotr Baron, a słowa te usłyszeli wszyscy widzowie przed telewizorami. Faktem jest, że wulgaryzmy te były skierowane do zawodników, a szkoleniowiec najwyraźniej nie zauważył, że nad jego głową wisi kamer z mikrofonem. Od jakiegoś czasu stacja nSport+ stara się zaglądać możliwie najgłębiej poza kulisy, pokazując telewidzom narady drużyn.

Żużel telewizyjnym show

Czy żużel powinien zmierzać w tę stronę? Pojawiają się głosy, że zarówno żużlowcom, jak i trenerom należy zostawić odrobinę prywatności. Sami, w czasie jednej z transmisji, byliśmy świadkami, jak prezes Fogo Unii, Piotr Rusiecki odpychał kamerę, by telewizja nSport+ nie podsłuchiwała ważnej narady jego drużyny. Mamy jednak 2018 rok i od pewnych spraw uciec się nie da.

- Musimy pamiętać o tym, że speedway na najwyższym poziomie, a taki mamy w Ekstralidze, to dziś przede wszystkim telewizyjne show - mówi nam Jacek Frątczak, menedżer Get Well Toruń. - Nie da się już tego w żaden sposób uniknąć, a jak ktoś ma z tym problem, to widocznie nie nadaje się do tej zabawy. Jasne, że nie jest to do końca komfortowe, bo nikt nie lubi, jak patrzy mu się w czasie pracy na ręce. Z drugiej strony żużel to w dzisiejszych czasach przede wszystkim spektakl i kamer w parku maszyn nie da się już uniknąć - dodaje.

Telewizji będzie zresztą coraz więcej. Wątpliwości co do tego nie ma współpracownik stacji nSport +, Wojciech Dankiewicz. - Kamery w paku maszyn to nic złego. Mało tego, uważam, że telewizja powinna jeszcze bardziej wchodzić do boksów zawodników. Wiadomym jest to, że kibice uwielbiają oglądać to, co się dzieje za kulisami. Sam pracowałem w parku maszyn i wiem, że to wszystko jest szalenie ciekawe. Fani byliby zachwyceni, gdyby dostali więcej obrazków, które dotyczyłyby chociażby pracy mechaników. Tego jak zmieniają zębatki i przygotowują motocykl do biegu - mówi Dankiewicz.

Nie róbmy ze sportowców świętoszków

Podsłuchując narady zawodników, nSport+ nie wymyślił niczego nowego. Takie praktyki stosowane są w wielu sportach, jak chociażby w amerykańskiej NBA. Faktem jest jednak, że nie zdarza się raczej, by za oceanem trenerzy na oczach kamer przeklinali. Żużel jest jednak na tyle specyficznym sportem, że trudno pewnych słów uniknąć.

- Jakbym powiedział, że w parku maszyn w czasie meczu posługuję się czystą polszczyzną, to uznano by mnie za skrajnego hipokrytę. Zawodom towarzyszą ogromne emocje i czasem krótki, męski i emocjonalny przekaz przynosi najlepszy efekt. Trzeba jednak oddzielić te dwie sprawy. To, co menedżer mówi w czasie meczu i jakich słów wówczas używa, nie musi się przekładać na to, jakim człowiekiem jest na co dzień - podkreśla Frątczak.

Nasi rozmówcy zgadzają się jednak z tym, że trenerzy i zawodnicy, zwłaszcza przy obecności kamer, powinni się kontrolować. - Podejrzewam, że menedżerowie mają już z tyłu głowy to, że w parku maszyn jest obok nich telewizja i starają się uważać na to, co mówią - ocenia Dankiewicz. - Nie róbmy jednak z tych ludzi świętoszków. Żużel to niebezpieczny, męski sport, który wiąże się z ogromną adrenaliną. Inna sprawa, że telewizja ma możliwości, by pewne słowa w czasie transmisji "wypikać", aby nie było słychać przekleństw. Da się na pewno znaleźć kompromis, by z jednej strony na antenie nie było słychać za wielu wulgaryzmów, a z drugiej strony, aby kibice doświadczyli nieco żużlowej kuchni - dodaje.

By nie powiedzieć za dużo

Jedni menedżerowie i trenerzy radzą sobie w nowej, telewizyjnej rzeczywistości lepiej, a niektórzy gorzej. - Są tak naprawdę dwa rozwiązania. Z jednej strony można zmienić nieco sposób myślenia i uważać na to, co się mówi, by nie powiedzieć przed kamerami tego, co sugerują emocje. Druga opcja to takie prowadzenie zespołu, by zebrań w większym gronie zawodników po prostu uniknąć. Jest to wykonalne, pod warunkiem, że menedżer znajdzie inny sposób na odpowiednią komunikację w parku maszyn. Ja osobiście nie mam negatywnej opinii na temat kamer. Tak jak powiedziałem, jest to "show" i trzeba pewne rzeczy uszanować - kwituje Frątczak.

Menedżerowie w czasie meczu muszą uważać rzecz jasna na to, by nie powiedzieć przed kamerami za dużo. Mogliby bowiem zdradzić pewne szczegóły, które wykorzystają rywale. - W czasie narad padają czasem słowa, które mogą dużo powiedzieć o planach drużyny na dalszą fazę meczu. Dotyczy to nie tylko taktyki, ale i przełożenia motocykli. Kto wie czy już teraz niektóre kluby nie mają swojego człowieka przed ekranem telewizora, który później przekazuje informacje, jakie usłyszał w czasie transmisji. Podejrzewam więc, że zarówno trenerzy, jak i żużlowcy, pewnych rzeczy głośno, przed kamerami nam nie powiedzą - dodaje Dankiewicz.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: półfinał Fogo Unia Leszno - Betard Sparta Wrocław

Źródło artykułu: