Mocne słowa Piotra Barona. Nie wierzy w zbieg okoliczności we Wrocławiu

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Baron na treningu Fogo Unii. Obok Luke Becker
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Baron na treningu Fogo Unii. Obok Luke Becker
zdjęcie autora artykułu

Piotr Baron nie wierzy, że na Stadionie Olimpijskim nikt nie maczał palców w awarię urządzeń elektrycznych. - To nie pierwszy raz, gdy we Wrocławiu dzieją się cuda - mówi menedżer Fogo Unii.

Pierwszy mecz półfinałowy między Betardem Spartą Wrocław a Fogo Unią Leszno wzbudził wiele kontrowersji. Najwięcej mówiło się o awarii pulpitu sędziowskiego, po której Artur Kuśmierz postanowił puszczać biegi na zielone światło.

- To nie pierwszy raz, gdy we Wrocławiu dzieją się cuda. W pierwszym meczu w tym sezonie, po naszych dwóch wygranych biegach 5:1, wyłączyli dmuchane bandy, a teraz wyłączyli pulpit sędziowski, maszynę startową i jeszcze kilka innych rzeczy - mówi Piotr Baron w rozmowie z "Radiem Elka".

Menedżer mistrzów Polski ma swoją teorię dotyczącą zamieszania na Stadionie Olimpijskim. - We Wrocławiu po 20:00 miało popadać, tak pokazywały wszystkie portale, więc pewnie to spotkanie miało być zatrzymane, ale coś nie wyszło. Nad prądem pewnie kontrola jest, ale nad chmurami już średnio. Widać, że jak przyjeżdża Unia do Wrocławia, to jest lekkie spięcie - komentuje Baron.

Mimo zamieszania, Fogo Unia wytrzymała próbę nerwów i wygrała pierwsze spotkanie półfinałowe 48:42, wykonując ogromny krok w kierunku finału PGE Ekstraligi. Rewanż między zespołami z Leszna i Wrocławia zostanie rozegrany w najbliższą niedzielę. - Taki wynik bralibyśmy w ciemno, chociaż marzyliśmy o innym. Myślę, że gdyby nie było tych cholernych przerw i całego cyrku, mecz mógł skończyć się zupełnie inaczej, bardziej na naszą korzyść - uważa Piotr Baron.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena

Źródło artykułu: