W sobotę w Daugavpils rozegrano finał DMEJ, w którym Polacy przegrali z Duńczykami i zajęli drugie miejsce w zawodach. Wyniki Biało-Czerwonych zszedł jednak na dalszy plan. Wszystko za sprawą kontrowersji związanych z doborem składu.
Na Łotwie nie zobaczyliśmy bowiem najlepszych polskich młodzieżowców - Maksyma Drabika i Bartosza Smektały. Powołanie do składu otrzymał za to powracający do zdrowia po kontuzji Dominik Kubera. Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, że prowadzący kadrę juniorów Rafał Dobrucki jest też menedżerem Betard Sparty Wrocław, w której startuje Drabik.
Wrocławianie w niedzielę, czyli dzień po finale DMEJ, mierzyli się na własnym torze z Fogo Unią Leszno, której barw bronią Smektała i Kubera. - Od dawna mamy sytuację, że w DMEJ jedzie przebudowana drużyna, by dać szansę innym. Wystarczy popatrzeć na poprzednie edycje tej imprezy. W poprzednich latach było tak, że w składzie było czterech żużlowców do 19 lat i jeden 21-latek, by wspomóc tych młodszym doświadczeniem. Drabik i Smektała o tym wiedzieli. Wcześniej Dudek czy Pawlicki też nie byli powoływani na DMEJ, choć jechali w DMŚJ - bronił swojej decyzji Dobrucki.
Opiekun młodzieżowej reprezentacji zapewnia też, że sam Kubera nie miał nic przeciwko, by startować w finale DMEJ. - Nie rozumiem tej afery, oskarżeń o nieetyczne zachowanie. Chcę powiedzieć, że szacunek należy się Unii Leszno za zachowanie w tej sytuacji. Rozmawiałem też z Dominikiem, bo wiemy, że jest po kontuzji. On potwierdził, że chce jechać. Czekała go długa podróż przed meczem we Wrocławiu, ale taki jest żużel - dodał.
Przy okazji transmisji z meczu Betard Sparty z Fogo Unią, Kubera ocenił jednak zachowanie Dobruckiego jako "słabe". Trener nie chciał się odnosić do tych słów. - Nie wiem, co powiedział Dominik w nc+. Wiem, co powiedział mi przed 30 dniami, gdy trzeba było podawać składy do FIM Europe. Kilka dni temu zapewniał mnie, że może nie jest jeszcze zdrowy na 110 proc., ale bez problemów porusza się na motocyklu i w zawodach pojedzie - stwierdził Dobrucki.
Zamieszanie wokół finału DMEJ sprawiło, że po raz kolejny w środowisku pojawiły się opinie, że trener kadry nie powinien łączyć obowiązków z pracą w którymś z klubów. Dobrucki, który ostatecznie nie pojechał na Łotwę i reprezentację prowadził Dariusz Cieślak z GKSŻ, zapewnia, że nigdy nie miał problemów z łączeniem funkcji.
- Nie mi to oceniać. Nie miałem z tym dyskomfortu. Uprzedzając kolejne pytanie, bo pewnie zaraz padnie o to dlaczego nie było mnie w Daugavpils. Chcę powiedzieć, że treningi, które mieliśmy zaplanowane we Wrocławiu, układaliśmy tak, by uniknąć kolizji z moimi innymi obowiązkami. I tak zawsze było, tak mam skonstruowany kontrakt. Mieliśmy treningi na Olimpijskim w czwartek-piątek, sobota była wolna. Nie pojechałem na Łotwę z przyczyn rodzinnych, osobistych. Tyle - podsumował Dobrucki.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena