Do wyjścia z drugiego łuku drugiego okrążenia, inauguracyjnej piątkowe zawody, odsłony wszystko układało się po myśli Tobiasza Musielaka. Wtedy kąsający go od początku biegu Sebastian Niedźwiedź postanowił wjechać przy krawężniku, by nabrać prędkości na prostej i na wejściu w kolejny wiraż od wewnętrznej przemknąć obok zawodnika forBET Włókniarza. Pomysł był dobry, wykonanie fatalne.
Junior Falubazu na wysokości startu uderzył bowiem w Musielaka i kompletnie wytrącił go z równowagi. Arbiter nie miał wątpliwości, kogo wykluczyć. Niedźwiedź nie tylko powtórkę oglądał z parku maszyn, ale za ten atak zarobił jeszcze żółtą kartkę. Z kolei Musielak mocno ucierpiał. Uderzył w drewnianą bandę na prostej startowej, spadł z motocykla i huknął o tor. Wielkie szczęście, że nie doszło do tragedii, bo z tyłu nadjeżdżali Daniel Kaczmarek i Karol Baran.
Tobiasz Musielak nie podnosił się. Natychmiast pojawiły się przy nim służby medyczne i jednoznaczny gest ratownika, który przywoływał ambulans z parku maszyn wywołał smutny pomruk na trybunach. Zawodnik prędko trafił na nosze i w karetce opuścił tor. Ku pozytywnemu zaskoczeniu, w parku maszyn wysiadł z ambulansu i żwawym krokiem podążył w stronę swojego boksu. Jedynie fakt, że badania trwały dłużej niż 5 minut sprawił, iż nie wystartował w powtórce (pojechał za niego Artur Czaja).
Jak się dowiedzieliśmy po zawodach, była obawa, że żużlowiec Lwów złamał prawą nogę. Podczas upadku miała się ona nienaturalnie wygiąć. To wyjaśnia, dlaczego zawodnik wolał się nie ruszać, a tym bardziej próbować wstawać. Po kilku minutach doszedł jednak do siebie i był w stanie kontynuować zawody. W sumie zdobył 5 punktów i zajął 12. miejsce (w czwartym starcie wjechał w taśmę). Teraz we Włókniarzu mówią, że dobrze, iż mamy przerwę od PGE Ekstraligi, bo Musielak będzie miał więcej czasu, aby porządnie wydobrzeć. Był to bowiem jego drugi wypadek w ciągu kilku dni (upadł podczas niedzielnego meczu z Fogo Unią Leszno).
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po częstochowsku