Rybniczanie mieli bardzo słabe wejście w mecz, bo już po pierwszej serii przegrywali ośmioma punktami. - Początek w naszym wykonaniu był beznadziejny. W pewnym momencie, przed biegiem dziewiątym, mieliśmy do odrobienia sześć punktów. Chcieliśmy się zbliżyć, ale "Batch" (Troy Batchelor - dop. red.) znów dał się zrobić na 1:5. Start Gniezno odjechał nam na dziesięć punktów i znów trzeba było gonić. Moja drużyna pojechała słabo. Nigdy nie oceniam zawodników indywidualnie. Musimy wyeliminować byki, które popełniliśmy i powinno być lepiej. W Gnieźnie było słabo - ocenił Krzysztof Mrozek.
W piątkowym spotkaniu debiut w barwach ROW-u Rybnik zaliczył Andrzej Lebiediew. Reprezentant Łotwy zapisał przy swoim nazwisku sześć punktów i bonus w pięciu startach. - Nieźle. Ja zawsze mówię dobrze o moich zawodnikach. To nie jest prosty temat, kiedy ktoś jeździ niewiele czy nie jeździ albo jeździ w trudnych konfiguracjach i wyścigach, a zaraz jest rzucony na głęboką wodę. Nawet, jeśli jest to niższy poziom. To jest trudny temat i trzeba to ogarnąć. Myślę, że Andrzej się rozjedzie. Dajmy mu trochę czasu - dodał Mrozek.
Gnieźnianie nie zaskoczyli pretendenta do awansu przygotowaniem toru. Tradycyjnie był on twardy. - Nie byliśmy niczym zaskoczeni. Tego się spodziewaliśmy. Argumentacja dobrych zawodników, że ktoś jest zaskoczony torem, jest bardzo słaba. Każdy wiedział, że jedzie do Gniezna i jak tam jest. Każdy powinien się przygotować. Argumentowanie przez topowych riderów i bronienie się torem jest bardzo słabe. Nie ma takiej opcji w Rybniku - podsumował sternik klubu z Górnego Śląska.
Krzysztof Mrozek zapewnił również, że nie zmienia się cel jego zespołu. Rybniczanie chcą 23 września świętować awans do wyższej klasy rozgrywkowej.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Nawałka pełen optymizmu. "Ta drużyna może zrobić naprawdę dobry wynik"