Sędzia Artur Kuśmierz nie widział, jak Nicki Pedersen uderza Janusza Kołodzieja, bo Duńczyk nie dostał kartki, ani nawet ostrzeżenia. Kara jednak Pedersena raczej nie minie. Fogo Unia Leszno przesłała już do żużlowej centrali film, na którym widać całe zajście. Tomasz Jędrzejak, za podobne przewinienie w ubiegłorocznym finale MPPK (atak na Adriana Miedzińskiego) zobaczył czerwoną kartkę i zapłacił kilka tysięcy kary.
Nieoficjalnie wiemy, że karę może jednak dostać nie tylko Pedersen, ale i Kołodziej. Zarzuca mu się, iż niepotrzebnie podjeżdżał do Duńczyka i próbował z nim dyskutować na torze. Zachowanie Polaka jest odbierane jako prowokacja. Czy słusznie?
- Pewnie, że dyskutowanie w takim momencie nie ma sensu, bo emocje biorą górę - mówi nam Krzysztof Cegielski, menedżer i przyjaciel Kołodzieja. - Z drugiej strony to jest żużel. Oczekujemy od zawodników poświęcenie i agresywnej jazdy, a z drugiej strony żądamy, żeby byli ministrantami. Czy już naprawdę nie można rozmawiać? Skąd wiemy, że Janusz prowokował. Chciał pewnie wyjaśnić, że Nicki pojechał z nim zbyt ostro i tyle - kwituje Cegielski.
Fakty są takie, że o ile Pedersen za uderzenie bezwzględnie zasłużył na karę, o tyle w przypadku Kołodzieja możemy mówić jedynie o tym, że mógł to rozegrać lepiej. Choćby tak, jak Tai Woffinden w Grand Prix Czech. Anglik miał pretensje do Fredrika Lindgrena, ale nie podjeżdżał do niego na torze. Dopiero w parku maszyn, kiedy ochłonął, wyjaśnił Szwedowi, że z jego strony nie wszystko wyglądało, tak jak należy.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2
Normalna walka i płacz Janka!