Arkadiusz Sodkiewicz mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Jest prywatnym przedsiębiorcą, do niedawna radnym miejskim. Wspiera żużlowców, m.in. braci Sebastiana i Gracjana Szostaków, a także Pawła Sitka - żużlowców z Ostrowa, a w poprzednim sezonie pomagał także Jakubowi Krawczykowi - zawodnikowi Betard Sparty Wrocław.
Alarmy przypominają o wojnie
Kilka dni temu wrócił z kolejnej wyprawy do Ukrainy. Jak przyznaje, wiele od 2022 roku się zmieniło. Podróżując przez Ukrainę, widać jeszcze zniszczenia wojenne, ale - zdaniem Sodkiewicza - są to pojedyncze budynki.
- Owszem, zdarzają się zniszczone domy, ale wiele jest już wyremontowanych. Byłem bardzo zdziwiony, widząc, ile prowadzonych jest budów w czasie wojny. W zachodniej Ukrainie tak naprawdę tylko alarmy przypominają o tym, że toczy się wojna - mówi nasz rozmówca.
Zupełnie inaczej mówił o swoich wizytach w Ukrainie przed trzema laty. - Nie wyobrażam sobie, jak ci ludzie żyją w domach czy blokach, które są bombardowane. Trudno w ogóle opisać słowami grozę tej sytuacji. Doświadczenie jest niewiarygodne. Trzeba to po prostu przeżyć na własnej skórze - wspominał w lipcu 2022, kiedy wiózł tam pomoc humanitarną.
Ostrowianin dotarł wtedy do Kijowa. Był także w Buczy, Irpieniu i Żytomierzu. Relacje osób, które przeżyły masakrę w Buczy były wstrząsające. - Starsza kobieta, może po siedemdziesiątce opowiadała o gwałtach nawet na dwuletnich dzieciach. Jej znajome, matkę i córkę, zgwałcili, a następnie matkę zabili. Nastolatka wróciła do domu i odebrała sobie życie. W jednej z wiosek najeźdźcy ciała Ukraińców mieli rozjeżdżać czołgami - relacjonował wówczas Sodkiewicz, który teraz ponownie odwiedził miasto Bucza pod Kijowem, które stało się jednym z symboli okrucieństwa i bestialstwa Rosjan.
Nie poznał Buczy
- To jest zupełnie inne miasto niż zgliszcza, które zobaczyłem w 2022 roku. Pamiętam doskonale zrównane z ziemią miejsce, przerażonych ludzi, którzy przeżyli masakrę. Teraz jest nie to samo miasto. Budynki są wyremontowane i odbudowane. Ludzie wrócili i mieszkają tam ponownie. Trudno poznać, że to jest miasto, w którym Rosjanie zrobili taką masakrę. Owszem, drogi są wciąż w kiepskim stanie, ale domy czy bloki zostały odbudowane. Restauracje normalnie funkcjonują - opisuje obecną Buczę.
Głównym celem wyjazdu mieszkańca Ostrowa Wielkopolskiego do Ukrainy, gdzie udał się ze swoim znajomym lekarzem, Bogdanem Marko, był Kijów.
- Gdy przebywałem w Kijowie, słyszeliśmy alarmy. One są ogłaszane praktycznie co chwilę. Ludzie już jednak na to nie reagują paniką. Nauczyli się z tym żyć. Obrona przeciwlotnicza zestrzeliwała drony, które atakowały stolicę Ukrainy. Kijów jest znacznie większy od Warszawy i mieszkając w jednej dzielnicy miasta, nawet nie wiadomo, że w innej części spadło przykładowo dziesięć dronów - przyznaje.
Kijów robi, co może, aby żyć normalnie
Jak mówi Arkadiusz Sodkiewicz, na ulicach Kijowa życie toczy się niemal jakby wojny nie było. - Szkoły normalnie funkcjonują. Sklepy są już dobrze zaopatrzone. Ceny za to szokują. Dla porównania za pół litra polskiej wódki, która w naszym kraju kosztuje ponad 30 złotych, w Ukrainie płaci się w przeliczeniu na złotówki 10-12 złotych. Pojechałem na tamtejszy bazar. Zobaczyłem tam różne rodzaje mięs, steki - zaopatrzenie takie jak w Polsce - tłumaczy.
A przecież podczas wcześniejszych wizyt w Kijowie, przeżył alarmy. Jak twierdzi, było znacznie bardziej niebezpiecznie niż teraz.
- Gdy wjechaliśmy do miasta, przeżyliśmy alarm bombowy. Wrażenie jest niesamowite. Trudno to nawet opisać słowami. Nie wiadomo, czego się spodziewać. Czy to będzie atak z drona, samolotu czy wystrzelona rakieta. Miejscowi może już trochę do tego przywykli i nie reagują tak, jak my, gdy usłyszeliśmy syreny - wspominał wizytę z maja 2022 roku w stolicy Ukrainy.
Obecnie Ukraińcy robią wszystko, aby żyć względnie normalnie. Przynajmniej z pozoru, udaje im się to.
- Kijów jest zabezpieczony naprawdę solidnie. Ochrona przeciwlotnicza jest bardzo dobrze rozmieszczona i skuteczna. Na Ukrainie nadal dzieją się ludzkie dramaty. Czasami spadają drony i giną niewinni ludzie. Z drugiej strony w Kijowie nie widać i nie czuć już bardzo tego, że toczy się wojna - mówi o obecnej sytuacji w największym mieście Ukrainy.
Jeździł z pomocą humanitarną
Nasz rozmówca pięć razy odwiedził naszych sąsiadów podczas trwającej wojny. Jednym z najbardziej wstrząsających doświadczeń był atak bombowy, który przeżył w Żytomierzu w lipcu 2022, gdy drugi raz pojechał do Ukrainy z pomocą humanitarną.
- Była godzina 4.40 nad ranem. Chwilę wcześniej zaczęły mocno ujadać psy. Za moment rozbrzmiewał już alarm bombowy, a później nastąpiła seria wybuchów. Z ręką na sercu powiem, że czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Huk był tak ogromny, że byłem święcie przekonany, że ta rakieta spadła na naszej ulicy - wspominał wówczas Arkadiusz Sodkiewicz. - Okazało się, że najbliższa bomba uderzyła w odległości 800 metrów od domu, w którym przebywaliśmy - dodał.
Polacy, szczególnie tuż po wybuchu wojny, wozili do naszych sąsiadów pomoc humanitarną. W szpitalu w Ostrowie Wielkopolskim leczyło się także kilku rannych ukraińskich żołnierzy.
- Jeździliśmy z darami. Byliśmy tam trzy razy, gdy w 2022 roku pomoc na Ukrainie była bardzo potrzebna. To, co zobaczyłem dziś, wygląda zupełnie inaczej. Wojna w zasadzie jest obecnie tylko we wschodniej Ukrainie. Donieck, Charków - tam cały czas ma miejsce dramat. Choć ciągle trwają działania wojenne na wschodzie Ukrainy, w zachodniej i środkowej części kraju, tego w ogóle nie widać. Mam porównanie, bo widziałem ten kraj podczas moich wizyt w 2022 roku. Wtedy to była tragedia. Teraz ludzie przywykli już do wojny i życie toczy się dalej - kończy Arkadiusz Sodkiewicz.