Greg Hancock ma za sobą debiut w Stali Rzeszów. Amerykanin narzekać raczej nie może, bo w swoim pierwszym meczu przy Hetmańskiej wywalczył 14 punktów - przegrał tylko raz z Nicolaiem Klindtem. Jak wiadomo, zawodnik przed sezonem sensacyjnie związał się z rzeszowskim zespołem i teraz, po raz pierwszy w karierze, jeździ w najniższej klasie rozgrywkowej.
Pojawiają się więc spekulacje, jak starty w polskiej 2. lidze mogą wpłynąć na formę amerykańskiego żużlowca w cyklu Grand Prix. - Jestem o to raczej spokojny - mówi Greg Hancock. - Zauważmy, jak ta liga jest mocna. Jeździ naprawdę wielu zawodników, którzy są twardzi i nie odpuszczają - dodaje.
W niedzielnym pojedynku Amerykanin przegrał tylko raz, ale można było odnieść wrażenie, że chyba nie spodziewał się, iż ktoś pozbawi go kompletu. - Nie mogę powiedzieć, bym był rozczarowany, że nie zdobyłem kompletu, ale oczywiście zawsze tego od siebie wymagam, by wygrywać, więc do tej maksymalnej liczby punktów też dążyłem - przyznał.
- Nicolai to jednak świetny zawodnik i nawet na przykładzie tych naszych pojedynków widać, że wcale nie jest łatwo o punkty. To jest jeden z takich zawodników, który nie pozwala mi być w słabej formie, więc o Grand Prix obaw nie mam - mówi Hancock.
Amerykański mistrz zauważa również jeszcze jedną rzecz już po pierwszym meczu. - Już na starcie widziałem wzrok chyba wszystkich rywali mówiący - mogę cię pokonać i zrobię to - śmieje się Hancock. - Zawsze więc muszę być bardzo uważny, bo tutaj nikt mi nie odpuści.
- Polska liga zawsze dobrze przygotowywała mnie do Grand Prix i nie wierzę, by teraz mogło być inaczej - zapewnia zawodnik. - Potem dojdą też inne starty jak np. liga szwedzka, więc dzięki tym wszystkim zawodom będę optymalnie przygotowany do walki o mistrzostwo świata - kończy Greg Hancock.
ZOBACZ WIDEO Gorące ambasadorki One Sport, czyli SEC Girls