Żużlowcy Orła spotkali się w Szczyrku w sobotę i przez prawie tydzień trenowali pod okiem Janusza Ślączki. Każdy dzień był wypełniony ćwiczeniami. Zawodnicy sporo pracowali w terenie, jeździli na nartach, mieli zajęcia na sali i w siłowni, a wieczoremi odwiedzali basen i saunę.
- Miałem przed tym obozem kilka założeń i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że zostały one w całości zrealizowane. Jestem zbudowany, bo zawodnicy przyjechali do Szczyrku w naprawdę dobrej formie. Widać, że każdy z nich do tej pory solidnie trenował. Zapewniam, że u nikogo nie można mówić o brakach ani zaległościach - komentuje Janusz Ślączka w rozmowie z orzel.lodz.pl.
Na obozie drużyna pracowała podobno na bardzo wysokich obrotach. - Nie oszczędzałem zawodników, bo chciałem sprawdzić, w jakim jesteśmy miejscu. Każdy wytrzymał trudy treningów. Bardzo podobało mi się ich podejście. Nie było marudzenia ani szukania wymówek. Wszystkim chciało się pracować. Uważam, że zrealizowaliśmy jeszcze jeden ważny cel, którym była integracja drużyny. Niby to oczywiste, ale jednak bardzo ważne. Wszyscy ze sobą sporo rozmawiali i byli dla siebie życzliwi. Można powiedzieć, że jeden drugiemu nosił herbatę. Fajnie się na to wszystko patrzyło - podsumowuje trener łódzkiej ekipy.
Teraz zawodnicy Orła wracają do indywidualnych treningów i pracy nad sprzętem. - Niebawem znowu się spotkamy, ale w tym przypadku wszystko zależy od pogody. Prognozy nie są na razie najlepsze, ale wiele wskazuje na to, że 16 marca będziemy wspólnie na Węgrzech i tam rozpoczniemy zajęcia na torze przed startem rozgrywek - podsumowuje Ślączka.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"