Pikantnych wypowiedzi Przemysława Termińskiego przed sezonem 2017 było naprawdę sporo. Wszyscy pamiętają przede wszystkim, co właściciel Get Well Toruń mówił na temat Martina Vaculika. Generalnie trzeba jednak przyznać, że główny sponsor toruńskiego klubu był zdecydowanie bardziej aktywny niż teraz.
- I różnie mu to wychodziło. Niektóre zachowania pana Termińskiego rzeczywiście były niesmaczne - wspomina ekspert nSport+, Wojciech Dankiewicz. - Właścicielowi klubu a przede wszystkim senatorowi pewne rzeczy nie przystają. Tak było zarówno w sprawie Vaculika jak i po meczu z ROW-em Rybnik, kiedy oskarżał Fredrika Lindgrena - dodaje.
Dankiewicz zauważa jednak, że Termiński się zmienił. Od kilku miesięcy mocno ograniczył swoją aktywność i pozwolił działać innym. - Mam takie wrażenie, że szef Get Well mówi ostatnio niewiele, a jeśli to robi, to skupia się na pozytywach. Odrobił lekcję i przemyślał pewne rzeczy. Mam wrażenie, że ktoś mu w tym pomógł - przekonuje.
W ocenie Dankiewicza bardzo pozytywny wpływ na właściciela Get Well miało pojawienie się w klubie Jacka Frątczaka. - Get Well zyskał nie tylko menedżera, ale przy okazji niezłego rzecznika prasowego - podkreśla. - Jacek Frątczak jest bardzo istotny w komunikacji prowadzonej przez firmę Get Well Toruń. Wydaje mi się, że on ma bardzo dobry kontakt z panią prezes. Torunianie w ubiegłym roku mieli wizerunkowy problem. Kiedy drużynie nie szło i była targana problemami, nikt za bardzo nie potrafił zabrać głosu i tego wytłumaczyć. Wszyscy pochowali głowy w piasek, a pan Termiński czasami ratował dość rozpaczliwie sytuację. Dyplomacji nie było w tym zbyt wiele i stąd brały się problemy - przekonuje Dankiewicz.
Sam Frątczak przyznaje, że w klubie zajmuje się nie tylko kwestiami sportowymi, ale o przemianie właściciela mówi bardzo ostrożnie. - Proszę mi w tym zakresie nic nie przypisywać. Nie dawałem nikomu żadnych złotych rad - podkreśla menedżer Get Well.
- Uważam, że pewne rzeczy wzięły się z tego, że w pewnym momencie klub był pod dużym obstrzałem. Wcześniej Get Well miał przecież sporo problemów natury sportowej. W takiej sytuacji zdecydowanie trudniej o pozytywne emocje, które budujemy teraz - dodaje.
Menedżer przyznaje zresztą, że właściciel toruńskiego klubu pod wieloma względami go zaskoczył. - Z tego płynie lekcja, żeby nie oceniać ludzi przez pryzmat przekazu medialnego. Dopóki człowieka nie poznamy, to trudno o prawidłowe wnioski. Ze mną jest tak samo. Chciałbym w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że nie byłoby mnie w Toruniu, gdyby nie to, jakimi ludźmi są Przemysław i Ilona Termińscy. To naprawdę bardzo pozytywne osoby. Właściciel jest pracowitym i uczciwym człowiekiem z dużym dystansem do siebie i życia. Pomógł mi się tutaj odnaleźć, a przyznaję, że czasami mam problem, żeby przyzwyczaić się do nowego środowiska - podsumowuje Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Finał PGE Ekstraligi to był majstersztyk w wykonaniu Fogo Unii