Ireneusz Nawrocki to jedna z najbardziej zaskakujących person w środowisku żużlowym. Wykupił Stal Rzeszów, spłacił długi, ściągnął do siebie Grega Hancocka i już planuje błyskawiczny awans do PGE Ekstraligi. - Trzeba powiedzieć wprost, że gdyby nie on, to żużla w Rzeszowie by nie było. Dla mnie Nawrocki wyrasta na takiego filantropa. Uratował klub, który tonął i chwała mu za to - mówi ekspert NC+, Wojciech Dankiewicz.
Prezes Stali nie przestaje zaskakiwać i co chwilę wpada na kolejne ciekawe pomysły. Były już kosze na śmieci, był wizerunek Donalda Trumpa, a ostatnio głośno mówi się o cyklu turniejów "Diamonds Cup", gdzie najlepsi żużlowcy mają ścigać się o wielką kasę. Niektórzy prezesi już teraz przecierają oczy ze zdumienia. Działalność Nawrockiego robi na nich wrażenie. Kiedyś Falubaz Zielona Góra był marketingowo o krok do przodu przed innymi klubami, a teraz prawdziwe spustoszenie sieje bogaty biznesman. Ktoś powie, że ma głęboką kieszeń i może sobie na to pozwolić. Z drugiej strony wykazuje się kreatywnością, której niejeden włodarz mógłby mu pozazdrościć.
- Wygląda na to, że to taki nowoczesny biznesmen. Prowadzenie klubu żużlowego nie polega tylko na organizowaniu meczów co drugą niedzielę, jak to miało miejsce parę lat temu. Rozwieszało się plakaty, wywieszało się je na wioskach, żeby dotrzeć do jak największego grona kibiców, a potem drukowało się programy. Mówię to z własnego doświadczenia, kiedy działałem w leszczyńskim klubie. Wtedy działali pasjonaci. Teraz wygląda to trochę inaczej. Trzeba prowadzić zakrojone na dużą skale akcje marketingowe, aby dobrze sprzedać produkt - analizuje Dankiewicz.
Generalnie dobrze się stało, że tak barwna postać pojawiła się w środowisku. Niektórym leniwym prezesom albo niewiele się chce, albo niewiele robią, aby dotrzeć do kibica. Nawrocki wyznacza natomiast nowe trendy. Żeby nie było tak kolorowo, to dodajmy, że niekiedy bywa i śmiesznie, jak palnie coś głupiego. Ale przy tym wszystkim ma w sobie to coś, co odznacza go od innych. -Myślę, że Pan Nawrocki jest dobrym przykładem. Należy temu przyklasnąć. Dobrze się dzieje, że taka osoba weszła w środowisko żużlowe. Być może niektórym prezesom już nie za bardzo chciało się pracować, a on wyznacza nowe trendy i podnosi poprzeczkę. Nagle wyskakuje jakiś gość z kapelusza i swoimi działaniami zawstydza innych. Może to działać na innych prezesów mobilizująco, którzy będą chcieli dotrzymać mu kroku - podsumował ekspert.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"