Plusy i minusy weekendu. Pawlicki poleciał do gwiazd, a Łaguta wszystko zepsuł

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Bracia Pawliccy i Jarosław Hampel
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Bracia Pawliccy i Jarosław Hampel

Ostatni weekend miał zdecydowanego bohatera i antybohatera. Tym pierwszym jest bezsprzecznie Piotr Pawlicki, który odpowiedział na krytykę w najlepszy możliwy sposób. Na drugim biegunie złapany na dopingu Grigorij Łaguta.

Ostatnie dni to pasmo sukcesów Fogo Unii Leszno. Pierwszy plus za DPŚ. Impreza była zorganizowana perfekcyjnie, a w dodatku obejrzał ją komplet widzów. Nie było się do czego przyczepić. Dzień później były kolejne powody do radości, bo drużyna Piotra Barona wygrała w Częstochowie.

- I to w jakim stylu. Zdobycie w meczu wyjazdowym PGE Ekstraligi ponad 50 punktów to wielki wyczyn. Nie mam wątpliwości, że ta drużyna wraca do gry. Moim zdaniem będą walczyć nie tylko o jeden z medali, ale nawet o złoto. Brak finału w Lesznie będzie porażką - chwali ekspert WP SportoweFakty Sławomir Kryjom.

Oddzielnie wyróżnienie dla Piotra Pawlickiego. To był zawodnik numer jeden tego weekendu. A łatwo nie miał, bo wcześniej sporo się na swój temat nasłuchał. Na krytykę odpowiedział w najlepszy możliwy sposób. Podczas finału DPŚ najgłośniej na Smoczyku było podczas biegów z jego udziałem. Z kolei dzień później w Częstochowie był jednym z ojców leszczyńskiego sukcesu. - Oby tak dalej, ale nagrodzić można w sumie całą reprezentację. Rola murowanego faworyta nie jest łatwa. Często bywa wtedy tak, że zawodnicy chodzą po parkingu i bez przerwy zadają sobie pytanie: a co będzie jak nie wygramy? - podkreśla Kryjom.

Rozdawanie minusów musimy rozpocząć od Grigorija Łaguty. W ROW-ie Rybnik przed jego wpadką może nie wszystko układało się idealnie, ale drużyna jechała na solidnym poziomie i mogła jeszcze wiele osiągnąć. - Pogrążył siebie, ale przede wszystkim swój klub. Rybniczanie mieli niezły układ. Nie musieli martwić się o utrzymanie, a przy odrobinie szczęścia mogli włączyć się do gry o play-off. Wszystko było możliwe i wszystko poszło na marne - podkreśla nasz ekspert.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla Dzień z Januszem Kołodziejem (WIDEO)

Na koniec minusy dla dwóch klubów z pierwszej ligi. Pierwszy otrzymuje Polonia Bydgoszcz. Jechali na mecz o życie do Rzeszowa i w składzie zabrakło w nim Craiga Cooka, na którego wszyscy czekali jak na zbawienie. - Nie rozumiem, dlaczego ta sprawa była załatwiana na ostatnią chwilę. Bydgoszczan nic nie usprawiedliwia. Ktoś taki w tak ważnym meczu po prostu musi pojechać. A jak jeszcze słyszymy, że w piątek czy sobotę zawodnik negocjuje z innymi klubami, to mamy prawo twierdzić, że coś jest nie tak - przekonuje Kryjom.

Na sam koniec minus dla Orła Łódź, który zremisował u siebie z osłabionym Lokomotivem Daugavpils. - Niewiele brakło, a łodzianie zostaliby z niczym. Przecież Łotysze prowadzili przez większość spotkania. W zespole Janusza Ślączki coś się zacięło. Trzeba szybko wyciągnąć wnioski, bo to przecież ekipa, która ma wysokie aspiracje sięgające nawet PGE Ekstraligi - podsumowuje Sławomir Kryjom.

Komentarze (5)
avatar
jeż
11.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie znawco Janie K. gdzie przeprosiny? Łajzo!!! 
K.S.ROW
10.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Aż dziw że ta pipa nie zaliczyła dzwona...! 
avatar
undisputed
10.07.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Tak wszyscy specjaliści psioczyli na Pitera a teraz piszą że dotarł do gwiazd. No tak, póki jest dobrze to jest dobrze ale jak jest źle to już on jest cienki. To w końcu panowie prezesi soe zd Czytaj całość
avatar
yes
10.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Poszedł/pojechał Pawlicki do pracy...