Władysław Komarnicki tłumaczy nam, że starania Orła Łódź są mu bliskie, bo sam kiedyś walczył o dach w Gorzowie. Nie udało się i później były prezes często rwał sobie włosy z głowy, kiedy mecze nie odbywały się z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych. - Nam się nie udało, ale mówimy o dwóch miastach, które mają zupełnie inne możliwości finansowe. Jeśli Łódź odmówi Skrzydlewskiemu, to zrobi głupotę. Ten temat będzie wracać. Jestem tego pewny - przekonuje.
Były prezes Stali nie rozumie, nad czym obecnie zastanawiają się władze Łodzi. - Ten dach to jest przecież konieczność. Apeluję do pani prezydent, żeby posłuchała ludzi, którzy mają w tym sporcie dorobek - podkreśla.
- Ta inwestycja sprawi, że do Łodzi zlecą się organizatorzy największych światowych imprez. Miasto zyska jednak coś więcej. Kibice nigdy nie odejdą z kwitkiem. Tak samo będzie z telewizją i sponsorami. W sporcie i biznesie to obecnie bardzo ważne, a w najlepszej lidze świata, o którą niedługo będzie walczyć Orzeł wręcz kluczowe. Proszę sobie wyobrazić, że na derby z Falubazem ludzie potrafią przylecieć z Anglii czy Francji. Odejście z niczym po takiej podróży to jest katastrofa - kontynuuje Komarnicki.
Senator i prezes honorowy Stali jest zdziwiony, że prezes Orła Witold Skrzydlewski musi walczyć o dach z taką determinacją. - Mam wrażenie, że ten człowiek nie jest w Łodzi odpowiednio doceniany - zauważa. - Włożył przez te wszystkie lata w żużel wiele wysiłku i kasy, a mógł równie dobrze kupić sobie willę nad oceanem w ciepłym kraju i bawić tam swoją rodzinę. Takich jak on nie ma już w tym środowisku wielu. Mamy za to ludzi, którzy chcą się wypromować, przytulić kasę i na tym ich rola się kończy. Łódź powinna docenić kogo tak naprawdę u siebie ma - podsumowuje.
ZOBACZ WIDEO Stadion Orła rośnie w oczach! Trwają rozmowy o dachu