Zawodnicy tracą kilkadziesiąt tysięcy. Trzeba zmienić regulamin?

WP SportoweFakty / Wojciech Klepka / Kadr z meczu Betard Sparta - Get Well
WP SportoweFakty / Wojciech Klepka / Kadr z meczu Betard Sparta - Get Well

Zawodnicy, którzy wypadają ze składu na dane spotkanie, tracą od parunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. - Zdarzają się przypadki, że mają później pretensje do menedżera. Cierpi na tym drużyna - mówi Wojciech Dankiewicz.

W tym artykule dowiesz się o:

Większość menedżerów w PGE Ekstralidze będzie miała w czasie sezonu twardy orzech do zgryzienia. W kilku zespołach jest sześciu równorzędnych seniorów, a jeden z nich będzie musiał siedzieć na ławce. Nawet gdy trenerzy będą dokonywać zmian w trakcie sezonu, ktoś zawsze będzie czuł się poszkodowany. W miniony weekend odczuł to Grzegorz Walasek, który nie pojechał w meczu Get Well Toruń.

Odstawienie od składu jest w żużlu o tyle kłopotliwe, że taki zawodnik nie zarabia. Absencja w jednym meczu to dla dobrego zawodnika duże straty, sięgające kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Łatwo więc o frustrację, jaka dopada rezerwowego.

- Sam pełniłem rolę menedżera i wiem, że reakcje, gdy żużlowiec dowiaduje się, że nie jedzie, są różne. To kwestia charakteru, ale zdarzają się w naszym sporcie przypadki, gdy ktoś później przychodzi z pretensjami. Nie dotyczy to zresztą tylko odstawienia od meczu, ale nawet samego biegu. Niektórzy zawodnicy nie akceptują, że po dwóch wyścigach, gdy przyjeżdżali na trzeciej pozycji, są zmieniani - mówi Wojciech Dankiewicz.

Pretensje jednego czy większej liczby zawodników wpływają negatywnie na atmosferę w drużynie. Nic więc dziwnego, że niektórzy trenerzy rezygnują z rywalizacji wewnątrz zespołowej. Na taki krok zdecydował się trener Cash Broker Stali Gorzów, Stanisław Chomski. W obecnym sezonie będzie miał żelazną piątkę seniorów. Rezerwowy Tomas H. Jonasson jest trzymany w poczekalni i nie ma niepokoić reszty składu.

ZOBACZ WIDEO Nowy pakiet w żużlu? To może być złoty interes

Dankiewicz podkreśla jednak, że na większości zawodników można polegać. - Ci, z którymi w czasie pracy menedżera się spotykałem, potrafili na ogół zaakceptować fakt, że w danym meczu nie jadą. Umieli docenić wartość kolegi z zespołu. W żużlu wszystko zmienia się zresztą dynamicznie i obowiązuje tu często zasada: dziś ja, jutro ty. Żużlowiec, któremu wiedzie się gorzej może uporać się z problemami sprzętowymi i za chwilę odpalić. Ważne jest to, by przez swoje problemy nie powodować niesnasek w drużynie. Żużel to w dużej mierze sport indywidualny, ale na pierwszym miejscu powinno być dobro zespołu - podkreśla Dankiewicz.

Były prezes Unii Leszno, Rufin Sokołowski uważa, że obecną sytuację można by łatwo rozwiązać, zmieniając regulamin. - Mówiłem tu już przy wielu okazjach: powinien wrócić przepis o zawodniku rezerwowym, który mógłby być w składzie. Wtedy menedżer miałby większe pole manewru, a poza tym nie byłoby tylu poszkodowanych zawodników. Wówczas w meczu punktować mogłoby sześciu seniorów i wszyscy byliby zadowoleni. Nie wiem, dlaczego żużlowa centrala jeszcze nad powrotem tych zasad nie pomyślała - dziwi się Sokołowski.

Źródło artykułu: