Żużlowcy zgodnie podkreślają, że wraz ze wzrostem wieku, zwiększa się trud w powrotach do ścigania po kontuzjach. Nicki Pedersen musiał włożyć sporo pracy w rehabilitację po groźnym urazie, którego doznał w wyniku upadku podczas finałowego biegu Zlatej Prilby w Pardubicach. Wówczas u Duńczyka zdiagnozowano wstrząśnienie mózgu, uraz nadgarstka, złamanie czterech żeber i uszkodzenie szóstego kręgu szyjnego.
- Mój ostatni wypadek był bardzo poważny, ale z moim ciałem i stylem życia czuję, jakbym miał nie więcej niż 30 lat. Po tej kontuzji rehabilitowałem się, a obecnie jestem w miejscu, w którym powinienem być kilka miesięcy temu, przed startem sezonu - skomentował Pedersen w rozmowie ze speedwaygp.com.
Duńczyk nadal chce cieszyć się jazdą na żużlu. Trzykrotny IMŚ nie myśli jeszcze o końcu swojej kariery. - Tak długo, jak żużel będzie mi sprawiał radość i będę mógł zarabiać na tym pieniądze, będę startował. Muszę jednak trzymać się z dala od kontuzji. Jeśli przytrafiają się urazy, to zawodnik jest hamowany i nie ma zabawy. Chcę cieszyć się żużlem i życiem - przyznał żużlowiec reprezentujący w Polsce Fogo Unię Leszno.
Przykład Grega Hancocka pokazuje, że w żużlu można walczyć o mistrzostwa świata nawet po ukończeniu 40. roku życia. - Nie wiem, czy będę jeździł jeszcze przed dwa czy może cztery lata, nikt tego nie wie. Spójrzmy na Grega Hancocka, który nadal jeździ, a ma 46 lat. Gdy ktoś będzie miał 50 lat, a nadal będzie cieszył się jazdą i będzie głodny sukcesów, to może kontynuować swoją karierę. Greg wygrał swoje trzy ostatnie tytułu odkąd ukończył 39. rok życia. Wszystko jest możliwe, jeśli wierzy się w siebie - dodał Pedersen.
ZOBACZ WIDEO Tylko remis Anderlechtu z Lokeren - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Musi Dzikodem o tym pamiętać,bo Hela może się zapomnieć :P