Działacze budują drużyny bez trenerów. W tym okienku tak zrobiło pół PGE Ekstraligi

Newspix / Łukasz Trzeszczkowski / Andrzej Rusko i Piotr Baron w miłej konwersacji
Newspix / Łukasz Trzeszczkowski / Andrzej Rusko i Piotr Baron w miłej konwersacji

Co najmniej cztery kluby PGE Ekstraligi, w tym Betard Sparta Wrocław, ROW Rybnik, Eko-Dir Włókniarz Częstochowa czy Fogo Unia Leszno, zbudowały drużyny na sezon 2017 bez udziału trenerów. Zresztą w większości drużyn trenerzy nie mają nic do gadania.

Dlaczego drużyny żużlowe buduje się bez trenerów? Czy problem polega na tym, że działacze boją się, że szkoleniowcy źle wydadzą pieniądze, których zgromadzenie wcale nie było, nie jest takie łatwe? A może kadra trenerska jest zwyczajnie słaba i na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, których można obdarzyć zaufaniem. - Mnie nie dziwi, że jest jak jest, bo w żużlu tak się przyjęło, że trener dostaje gotowca - mówi Marek Jankowski, były prezes Falubazu Zielona Góra. - Z okresu swojej pracy pamiętam, że jednak pewne pomysły ze szkoleniowcem konsultowaliśmy. Oczywiście nie chodziło o gwiazdy, bo przy całej sympatii dla trenera, to nie on potem płaci te półtora miliona rocznie. Jednak druga linia czy juniorzy to były takie sprawy, o których się rozmawiało - stwierdza Jankowski.

Andrzej Rusko, przewodniczący rady nadzorczej WTS Sparta, tłumaczy nam, że w żużlu to właściciel zapewnia stabilizację i spójną wizję na lata, więc trudno, żeby komuś innemu dawać wszystkie zabawki. - Trenerzy przychodzą i odchodzą, a właściciel zostaje i dźwiga ten ciężar - mówi Rusko. - Pamiętam, jak kiedyś jeden trener przekonywał mnie, że skład zbudowany na koncepcji sześć razy osiem da nam wygraną w każdym spotkaniu. Posłuchaliśmy i z hukiem spadliśmy z ligi. Od tamtego czasu jest tak, że trener musi mnie przekonać do swoich racji - wspomina działacz, który jest w środowisku mocno chwalony za koncepcję składu Betard Sparty.

Z reguły jest tak, że karty w klubach rozdają prezesi, a trenerzy są takim kwiatkiem do kożucha. Nawet można by zapytać, po co oni są potrzebni? - Jednak muszą z tego materiału ludzkiego coś wyrzeźbić w trakcie sezonu, więc to nie jest tak, że są zbędni. Chociaż zawsze znajdzie się prezes, który jest mądrzejszy - zauważa Jankowski, bo w znakomitej większości przypadków trenerzy nie mają wolnej ręki. Prezesi są z nimi w parku maszyn i to oni decydują, lub co najmniej mają ogromny wpływ na decyzje. Ile to razy w sezonie pytaliśmy kto kieruje ROW-em Rybnik. A co stało się w ostatnim meczu rundy zasadniczej w Lesznie, gdy menedżer Adam Skórnicki posprzeczał się z działaczami o to, czy jechać ma Nicki Pedersen czy Tobiasz Musielak? Postawił na swoim, ale stracił pracę.

Prezesi oczywiście przekonują, że trenerzy nie są zbędnym dodatkiem. - Głupotą byłoby kogoś takiego zatrudniać i wykonywać całą pracę za niego - uzasadnia Rusko. - Dlatego zawsze mocno stawiałem na to, żeby brać trenerów, którzy mają swoje zdanie i argumenty w dyskusji. Nigdy nie chciałbym mieć ślepego wykonawcy czy potakiewicza, bo to nic nie daje. Szkoleniowcy są potrzebni, ale trzeba szukać takich, którzy mają wizję i są partnerami w dyskusji, bo tylko to ma sens - dodaje.

Jednak znalezienie w żużlu trenera, który byłby dla prezesa partnerem do dyskusji i autorytetem jest bardzo trudne. Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego, byłego żużlowca i eksperta, kadra szkoleniowa jest słaba. - Są trenerzy, tacy jak Gajewski, Cieślak, czy Chomski, którzy mają pozycję i uczestniczą w układaniu drużyny - wyrokuje Cegielski. - Większość ma jednak słabą pozycję, a wśród prezesów nie brak silnych osobowości. Działacze, jako wydający pieniądze, mówią że wiedzą lepiej i wymuszają na trenerach pewne rzeczy. Ci są zbyt słabi, żeby się przeciwstawić. Zresztą niektórzy szkoleniowcy to się nawet cieszą, że nie muszą uczestniczyć w układania składów. To tylko pokazuje, że rynek trenerski jest jaki jest, czyli słaby - kończy Cegielski.

ZOBACZ WIDEO Wybrzeże Gdańsk ogłosiło skład. Weteran, gwiazda i młody talent (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: