Działacze Get Well Toruń przekonują nas, że długie negocjacje w sprawie aneksu to nie tylko wina Grega Hancocka. Przyznają, że Amerykanin, wiedząc, że do załatwienia jest niewiele, co chwilę, w swoim stylu, odkładał temat zostawiając wszystko na ostatni moment. Podobno w pewnym momencie Greg miał się nawet zastanawiać czy w ogóle cokolwiek podpisywać. Mówił, że skoro kontrakt jest ważny i warunki finansowe praktycznie nie ulegają zmianie to po co nowe papiery i podpisy.
Ostatecznie, rzutem na taśmę, Hancock parafował aneks. Musiał to zrobić, bo jednak doszło do jednej istotnej zmiany w regulaminie, ale i też sam klub zmienił zasadę wynagradzania. Do tego co Greg miał w umowie na sezon 2016 doszła premia za awans do play-off i premia za medal. W 2017 roku Hancock zarobi więcej, o ile Get Well zrobi wynik. Wróćmy jednak do kwestii regulaminowej, a konkretnie do zapisu o konieczności wskazania ligi macierzystej, co ma związek z ograniczeniem startów dla zawodników PGE Ekstraligi do trzech lig. Prawnicy żużlowca nie wiedzieli, jak ten temat ugryźć i blisko dwa tygodnie zastanawiali się co ma zrobić zawodnik z kraju, gdzie nie ma żadnych rozgrywek. W Ekstralidze Żużlowej mówią nam, że w takiej sytuacji wpisuje się ligę polską jako macierzystą i jest to oczywiste. Dla prawników Hancocka nie było to jednak oczywiste. W Get Well też mieli wątpliwości, bo dla nich ten punkt regulaminu był niejasny.
ZOBACZ WIDEO Wybrzeże Gdańsk ogłosiło skład. Weteran, gwiazda i młody talent (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}