"Europejski syn" Grigorija Łaguty będzie przebierał w ofertach

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Siergiej Łogaczow
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Siergiej Łogaczow

Niewątpliwie jednym z odkryć sezonu 2016 na torach Nice PLŻ okazał się Sergiej Łogaczow. Już teraz wiadomo, że po spadku jego KSM-u Krosno o klasę niżej, Rosjanin będzie w nadchodzącym okresie transferowym łakomym kąskiem dla wielu polskich klubów.

- To pierwszy mój rok w Polsce i muszę powiedzieć, że jestem z niego bardzo zadowolony. Na tę chwilę nie wiem natomiast, co się wydarzy w przyszłym sezonie. W Krośnie wszystko było w porządku. Atmosfera w drużynie świetna, pieniądze wypłacane na bieżąco - powiedział tuż po ostatnim spotkaniu rozgrywek przeciwko Speedway Wandzie Instal Kraków sam zainteresowany.

Zawodnik swoją przyszłość będzie na pewno omawiał z Grigorijem Łagutą, który jest jego mentorem. - Wszystkie decyzje będę konsultował z "Griszą". Jak on powie, tak się stanie. Mogę z dużą odpowiedzialnością powiedzieć, że to mój żużlowy, europejski "tata". Kiedy jestem na Łotwie czy w Polsce, mieszkam u niego. Zawsze mogę na niego liczyć - oznajmił Łogaczow.

Niemal przesądzone jest, że 21-latek nie pozostanie w swoim dotychczasowym klubie. Zespół z Krosna w minioną niedzielę po dramatycznej batalii ze Speedway Wandą Instalem pożegnał się z Nice PLŻ. Losy ekipy z Podkarpacia ważyły się do ostatniej odsłony, w której Łogaczow upadł atakując przeciwnika znajdującego się na drugiej pozycji. Już wtedy sytuacja wydawała się beznadziejna ponieważ do szczęścia gospodarze potrzebowali wygranej 4-2, a zanosiło się na podwójną porażkę. Ostatecznie po wykluczeniu "Sieriożki", zwycięstwo Tomasza Chrzanowskiego było niejako na otarcie łez. "Wilki" triumfowały 48:42, w dwumeczu z krakowianami padł idealny remis i do pozostania na zapleczu PGE Ekstraligi zabrakło tego jednego oczka bonusowego.

- Zawaliłem ten piętnasty wyścig. Źle wyszedłem ze startu, co nie zdarzyło mi się od początku meczu. Potem nie mogłem już nic zrobić, stąd ten upadek w ferworze walki. Jestem smutny i zły na siebie za to zdarzenie. Taki jest jednak sport. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że doskwierało mi straszne zmęczenie. Zaraz po turnieju w Lamothe-Landerron pędziłem prawie całą noc do Paryża, aby zdążyć na samolot, który przetransportuje mnie do Polski. Później kolejna gonitwa z Krakowa do Krosna - wyjaśnił ze smutkiem.

ZOBACZ WIDEO: Magnus Zetterstroem: Jestem rozdarty, połowa mnie chce zostać przy żużlu (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Do tego feralnego, ostatniego biegu ulubieniec miejscowych fanów był niepokonany. Zwyciężał z olbrzymią przewagą. Duża w tym zasługa wspomnianego już wcześniej starszego z braci Łagutów. Grigorij użyczył młodszemu koledze specjalnie na tę potyczkę swój sprzęt. - Motocykle Grigorija są jak rakiety. Posiada nieprawdopodobnie szybkie maszyny. Dzięki jego uprzejmości miałem do dyspozycji jego jeden motocykl. Drugi posiadałem swój, ale jeszcze jeden własny utknął w Paryżu - zakończył Rosjanin.

Po sobotnim finale IMEJ we Francji Łogaczow (jechał tam niemal do końca i wywalczył brązowy medal) gnał na złamanie karku, by wspomóc swoją polską drużynę. A trzeba dodać, że turniej w Lamothe-Landerron rozpoczynał się o godz. 21:00, a zakończył około północy. Siergiej miał do pokonania w ciągu kilku godzin ponad 2000 km drogą lądową i powietrzną.

Źródło artykułu: