Grigorij Łaguta: Na miejscu Kildemanda zamknąłbym gaz i dowiózł dwa punkty

[tag=13630]Grigorij Łaguta[/tag] był jednym z głównych autorów pierwszego w tym sezonie zwycięstwa [tag=857]KS Toruń[/tag]. W meczu z PGE Stalą Rzeszów Rosjanin zdobył dziesięć punktów z bonusem.

Jednym z nowych zawodników toruńskiego klubu w tym sezonie jest Grigorij Łaguta. Rosjanin miał zastąpić w składzie Emila Sajfutdinowa, który zdecydował się na transfer do wicemistrzów Polski, Fogo Unii Leszno. Póki co "Grisza" dość dobrze radzi sobie z Aniołem na piersi.
[ad=rectangle]

W niedzielę Łaguta zdobył dziesięć punktów z bonusem i obok Chrisa Holdera oraz Pawła Przedpełskiego był najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny, która odniosła pierwszy w tym sezonie triumf. Rosjanin rozpoczął i zakończył mecz zwycięstwami, jednak w trzech pozostałych biegach kiepsko spisywał się na dystansie. - Wiadomo, że podczas zawodów rotuje się sprzętem. Raz jechałem na jednym motorze, raz na drugim, no i bywało lepiej i gorzej - wytłumaczył w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Miałem problem na pierwszym łuku z małym fragmentem toru, gdzie akurat padał deszcz. Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją na Motoarenie i momentami zapominałem, że jest tam ślisko, co wpływało negatywnie na moją jazdę. Na sam koniec znów zmieniłem jednak sprzęt i było już dobrze - dodał.

Łaguta mógł pozwolić sobie na większą niż inni rotację sprzętem, bo do meczu przystąpił aż z trzema jednostkami napędowymi. Rosjanin uważa, że dobry zawodnik powinien posiadać przynajmniej kilka dopasowanych motocykli. - Jechać ciągle na jednym motocyklu to pójście na łatwiznę. Oczywiście, że mógłbym tak zrobić, znaleźć perfekcyjne ustawienia i wsiadać przez cały czas tylko na ten jeden motor. Ale co w sytuacji, jak coś mi się z nim stanie? Wystarczy jeden defekt, żeby silnik nadawał się na śmietnik. Dlatego jeżdżę na kilku motocyklach i szukam różnych ustawień, żeby w razie czego mieć zabezpieczenie - powiedział "Grisza".

[b]Skrót meczu Skrót meczu KS Toruń - PGE Stal Rzeszów

[/b]

Przed sezonem drużyna PGE Stali Rzeszów wskazywana była przez ekspertów jako jedno z najsłabszych ogniw w PGE Ekstralidze. Żurawie tymczasem nie radzą sobie najgorzej, a opór jaki postawili w Zielonej Górze, czy teraz w Toruniu, stawia ich w korzystnej sytuacji w kontekście walki o punkty bonusowe. - Mamy w Ekstralidze osiem bardzo silnych drużyn i to dobrze, że rzeszowianie stawili nam dziś opór. Nie jestem jednak tym zaskoczony, bo każda z ekip jest w stanie powalczyć u siebie i na wyjeździe. Prezesi skompletowali dość wyrównane składy, więc wiele meczów będzie obfitować w emocje. Myślę, że to żadna przyjemność oglądać jak jedni pokonują drugich różnicą trzydziestu punktów. To dobrze jak jest dużo walki na dystansie, nie tylko dla kibiców i sponsorów, ale też dla samych zawodników - stwierdził Łaguta.

W trzynastym biegu dnia Rosjanin dwukrotnie znalazł się w centrum uwagi, po tym jak upadki notował jeden z liderów rzeszowian, Peter Kildemand. Duńczyk bowiem w obu sytuacjach atakował właśnie Łagutę. Za pierwszym razem sędzia zakwalifikował upadek Kildemanda jako sytuację na pierwszym łuku i powtórzył bieg w czteroosobowej obsadzie. Później jednak postanowił wykluczyć Duńczyka z wyścigu. - Wszystko jest między nami w porządku - zapewnił "Grisza". - Za pierwszym razem było ciasno, a Peter trochę przeszarżował i upadł. W drugim przypadku mógł się uratować, bo chciał się wcisnąć tam, gdzie naprawdę nie było miejsca. Ja w jego sytuacji zamknąłbym gaz i dowiózł do mety dwa punkty. Lepsze to, niż być wykluczonym - zakończył.

Źródło artykułu: