Przegrzanie w Falubazie. Czas na test dojrzałości
Rewanżowe spotkanie w finałowe jeszcze nie ruszyło, a już są pierwsze kontrowersje, które dotyczą składu osób funkcyjnych. Mamy w sobie uprzedzenia, które objawiają się tym, że doszukujemy się czegoś u ludzi z miast, z którymi rywalizujemy. To nie powinno mieć miejsca. Należy wyjść z założenia, że na taki mecz zarząd Ekstraligi powołuje profesjonalistów. Po to zresztą powstała ta spółka, żebyśmy przestrzegali reguł sportowej rywalizacji.
[ad=rectangle]
Z drugiej jednak strony chodzi nam w niedzielę o wielkie święto speedwaya. Po finale każdy z nas chciałby rozmawiać tylko o kwestiach sportowych. Teoretycznie można by więc już teraz doprowadzić do tego, że nie będzie pretekstu do innych dyskusji. Wspaniałe zakończenie rozgrywek powinien być celem nadrzędnym. Jeśli pojawiają się w tej chwili pewne uprzedzenia, to moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, by zarząd Ekstraligi zmienił skład osób funkcyjnych. W ten sposób pozbędziemy się niepotrzebnych emocji.
Ekipę z Leszna czeka bardzo trudne zadanie. U gorzowian widać jednak dużo pokory. Oni nie czują się jeszcze mistrzami, mimo że mają tytuł na wyciągnięcie ręki. Lata walki czegoś ich nauczyły. To bardzo cenne. Nie mam wątpliwości, że Leszno może pojechać lepiej i dlatego spodziewam się bardzo zaciętej rywalizacji.
Ciekawie będzie pewnie też w meczu o brąz. Tarnowianie z Hancockiem to inna ekipa. Są w dobrej sytuacji przed rewanżem, ale oni także powinni być pełni pokory. W play-off wszystko odbywa się inaczej. W Zielonej Górze sporo musiał napracować się Marek Cieślak, bo początek spotkania zapowiadał jednostronne widowisko. Udało się jednak pobudzić zawodników do ambitniejszych jazdy. Scenariusz rewanżu może być podobny. Tarnowianie pewnie mocno zaczną, ale później Falubaz zrobi wszystko, żeby gonić.
Sytuacja tarnowian i Grega Hancocka jest zastanawiająca. Pojawiają się dyskusje, czy Amerykanin, który pojechał w Sztokholmie, mógł pomóc swojej drużynie w drugim półfinale. Trudno powiedzieć, jak to wyglądało od wewnątrz. Nie wiemy, jak czuł się Amerykanin. Marek oczekiwał pewnie większej determinacji ze strony swojego żużlowca. Jeśli nie pomógł, to moim zdaniem nie czuł się na siłach.
W Tarnowie mają i tak mniej powodów do zmartwień niż w Zielonej Górze. Tam atmosfera nie jest w tej chwili dobra. Działaczy Falubazu czeka trudna i pracowita zima. W sporcie i życiu nic nie trwa wiecznie. Wydarzenia, które miały miejsce w ekipie aktualnego ciągle mistrza Polski, stopniowo doprowadzały do stanu, który mamy obecnie. W efekcie, trzeba będzie od nowa budować ekipę zdolną do walki o najwyższe cele. Pewne fundamenty się zachwiały. Czy to coś trwałego? A może da się wrócić na szczyt z ludźmi, którzy są w tej chwili w zespole? To musi ocenić nowy trener i zarząd.
Uważam, że w Falubazie nastąpiło przegrzanie materiału. Tam wszystko było rozkręcone do granic możliwości. W związku z tym pojawiły się rysy. Poziom emocji, oczekiwań, presji - to wszystko zaszło za daleko. Teraz ma miejsce zjazd w dół. W sporcie często bywa jednak tak, że po paśmie sukcesów musi przyjść porażka. Ona pozwala później na kolejne wygrane. Może Falubazowi to było potrzebne. Wiele ekip to przechodziło. Tak było w Częstochowie czy Toruniu. Trudno utrzymać się wiele lat na najwyższym poziomie. W przeszłości potrafiła to robić Unia Leszno, a kiedyś także ekipa z Rybnika. Teraz trzy, cztery lata na topie to wielkie osiągnięcie. Falubazowi się to udało i teraz należy ich nie tylko krytykować, ale także docenić to, co robili w ostatnim czasie. Byli w Polsce numerem jeden. Nie mogłem być na pożegnaniu Roberta Dowhana, ale już wtedy mówiłem, że zrobił wielką robotę. Przypominałem, w jakim miejscu był Falubaz, kiedy on zaczynał, a gdzie znalazł się, kiedy kończył. Teraz jest cięższy okres i wielki test dojrzałości dla zarządu. Nie jest sztuką prowadzić klub, kiedy wszystko się idealnie układa. Chwila prawdy przed Falubazem.
Marian Maślanka