Marcin Malinowski: W sobotę w Gorzowie obejrzeliśmy znakomite zawody zakończone zwycięstwem Bartosza Zmarzlika.
Joe Parsons: To wspaniałe dla sportu, gdy chłopak stąd wygrywa u siebie. To bardzo ważne dla polskiego żużla. Świetnie się ogląda młodego zawodnika, wspinającego się coraz wyżej w hierarchii.
[ad=rectangle]
Turniej był emocjonujący, ale zdarzył się także dość groźny wypadek. Co z Gregiem Hancockiem?
- Niestety, był to nieszczęśliwy wieczór dla Grega Hancocka. Widać było, że jest w formie. Aktualnie przebywa w szpitalu na prześwietleniach. Nie mamy na razie wyników tych badań. Mamy nadzieję się z nim zobaczyć i liczymy, że dostanie odpowiednią pomoc specjalistów w kolejnych dwóch tygodniach, którzy obejrzą jego dłoń. (Amerykanin ma kontuzjowane dwa palce, ale powinien wrócić na GP w Vojens - dop. red.)
[b]
Na widowisko złożyło się nie tylko to, co działo się na torze, ale też na trybunach. Trzeba przyznać, że kibice dopisali.[/b]
- Atmosfera w Gorzowie jest wspaniała dla żużla i Speedway Grand Prix.
Bartosz Zmarzlik został najmłodszym zwycięzcą rundy Speedway Grand Prix. Mieliśmy jednak jeszcze jedno ciekawe wydarzenie, ponieważ na podium stanęła trójka zawodników miejscowego klubu, Stali Gorzów.
- Z korzyścią dla widowiska, atut toru okazał się spory.
Jakie są nastroje w ekipie Monster Energy po Grand Prix Polski?
- Dla Chrisa (Holdera - dop. red.) to był przyzwoity turniej z dobrą zdobyczą punktową. Niewiele zabrakło do finału, ale on wciąż wraca do formy po kontuzji. Tai (Woffinden - dop. red.) również obecnie cierpi. Mamy w zespole sporo ran, ale taki jest speedway. To jest jednak piękne w nim, bo to taki rollercoaster.
Wspomniałem o atmosferze na trybunach, ale runda Grand Prix w Gorzowie to nie tylko Stadion im. Edwarda Jancarza. Tym wydarzeniem żyje całe miasto.
- Kiedy spojrzy się, co Gorzów, jako miasto, robi dla żużla, organizując chociażby Moto Racing Show, myśli się: "To jest piękne!" Również ważne, nie tylko dla speedwaya, ale i dla fanów tego sportu. Przychodzą tutaj i tworzą wspaniałą atmosferę. Pokaz fajerwerków był nie z tej ziemi! No i mieli trzech swoich żużlowców na podium. Czy mogło być lepiej dla Gorzowa?
Kilkanaście dni przed imprezą zapowiadano przyjazd drugiej gwiazdy. Na bulwar ściągnęliście Adama Kerenyi, który miał swój pokaz driftu na moście. Miał być też Nani Roma, którego widzieliśmy jednak dopiero na Grand Prix.
- To był dla Naniego Romy pierwszy raz na zawodach żużlowych. Porównywał to sobie z amerykańską pierwszą ligą futbolu. Niesamowite wrażenie zrobiła na nim pasja kibiców, różne narodowości, te wszystkie flagi, trąbki, malunki, bębny. Był całkowicie zdumiony. Przybył tutaj dopiero w sobotę rano i zaraz po zawodach wyjechał, by wrócić do Barcelony. Mieliśmy w planach, aby pojeździł pokazowo, ale czeka nas wyścig w Peru, który jest częścią Rajdu Dakar. Będziemy jeździć w Peru w przyszłym tygodniu, dlatego trudno było sprawić, by sprowadzić tu jego auto.
Czy za rok możemy liczyć na przyjazd triumfatora Rajdu Dakar?
- W następnym roku na pewno się uda.
Jak układa się wam współpraca ze Stalą Gorzów?
- Nie współpracujemy z zespołami na poziomie klubowym. Chcemy być neutralni, dlatego działamy przy Grand Prix. Gdybyśmy sponsorowali jeden klub, to pozostałe by nas nie lubiły, a chcemy być przyjacielem każdego.