W sobotnie popołudnie Dawid Stachyra wziął udział w mini-turnieju żużlowym z okazji 70-lecia Stali Rzeszów. Zawodów tych z pewnością nie zaliczy do udanych, bowiem w całym turnieju zainkasował zaledwie jedno "oczko". - Potraktowałem te zawody wyłącznie treningowo. Typowa treningówka, nawet bez zakładania nowych opon. Nie mam na czym jeździć. Najlepszy silnik, który jest już sprawdzony zostawiam na rozgrywki ligowe. To jedyna jednostka z mojej stajni, która spisuje się w miarę przyzwoicie. Przepraszam kibiców, że nie mogłem sobie pozwolić na lepszy występ. 70-lecie klubu do czegoś zobowiązuje, więc na start w tych zawodach zgodziłem się bez chwili zastanowienia. Na dobry wynik od początku nie było jednak szans - przyznaje "Davidoff".
Wychowanek Stali Rzeszów notuje jeden z najsłabszych sezonów w swojej dotychczasowej karierze. Stachyra ze względu na słabe wyniki stracił również miejsce w podstawowym składzie ŻKS ROW Rybnik. - Mam nadzieję, że wystąpię w następnych meczach Rybnika. Wciąż na to liczę. Zbliża się sparing w Częstochowie. Pojadę tam na swoim najlepszym sprzęcie. Już podczas treningów w Rybniku wygrywałem z kolegami z drużyny. Jeśli dostanę swoją szansę, to dam z siebie wszystko i postaram się ją wykorzystać. Może jeszcze coś się odwróci. Mam jeden motocykl, który przeznaczam wyłącznie na treningi w Rybniku i tamtejszy tor. W pozostałych zawodach muszę niestety "oszukiwać". Przyznam jednak, że ten rok i tak jest już stracony - twierdzi Stachyra.
[ad=rectangle]
Problemy Dawida Stachyry zaczęły się przed rokiem. Żużlowiec, który w przeszłości należał do czołówki zawodników I Ligi, nagle przestał punktować. Wszystko za sprawą problemów finansowych. - Żałuję poprzedniego sezonu, który spędziłem w Gdańsku. To właśnie tam zaczęło się wszystko sypać. To jaki żużel na razie prezentuje, to nawet nie wiem jak nazwać. Jakaś wielka patologia. Czym to jest spowodowane? Wyłącznie tym, co zrobił Gdańsk w minionym roku. Do dziś nie otrzymałem wynagrodzenia za ani jedno spotkanie z ubiegłego sezonu. Wszystkie mecze pozostają nierozliczone. A to sprawia, że nie mam za co jeździć - twierdzi zawodnik, który w zeszłym sezonie odjechał w barwach Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk aż 15 spotkań.
- Nie mam za co zainwestować w motocykle. Utrzymanie mechanika, sprzętu, dojazd na zawody, to wszystko spore koszty. Do tego trzeba jeszcze gdzieś mieszkać, coś zjeść. Utrzymać rodzinę. Pieniędzy nie da się urodzić. Jestem zapożyczony. Zalegam wielu osobom m.in. mechanikom i sklepom żużlowym. Tego nie da się przeskoczyć. Jak zalegam mechanikowi, to drugi raz już mi sprzętu nie zreperuje - dodaje 28-latek.
- Niestety, ale można powiedzieć, że za tamten rok nie zarobiłem nic. W zasadzie to zarobiłem, ale pieniędzy nie zobaczyłem. Wciąż czekam na ruch ze strony gdańskiego klubu. Moja obecna postawa na torze jest spowodowana wyłącznie tymi zawiłościami. To pierwszy sezon w mojej karierze, kiedy pojawiły się kłopoty finansowe, a ja nie jeżdżę w lidze. Dla mnie jest to totalny absurd. Brak kasy powoduje brak wyników. Nie mam sprzętu, to automatycznie nie punktuję w meczach. Nie punktuję w meczach, to nie jestem wystawiany do składu. W trzech ostatnich spotkaniach mojej drużyny nie znalazłem się w meczowym zestawieniu, więc znowu nie zarobiłem żadnej złotówki Pryzmat Gdańska odbija mi się wielką czkawką. To nie jest tak, że płaczę na wyrost. Stałem się po prostu ofiarą tego klubu - uważa Stachyra.
W rozwiązaniu problemów nie pomogła również licencja nadzorowana. Ugoda, która została zawarta pomiędzy włodarzami Wybrzeża, a zawodnikami do dziś nie została wyegzekwowana. - Mamy do czynienia z jakąś śmieszną licencją. To w niczym nie pomaga. Nie ratuje to ani zawodników, a kluby tylko pogrąża. To kuriozalne, że Wybrzeże jeździ sobie dalej, a zaległości z tamtego roku ma gdzieś. Była ugoda z zimy. Ona mówiła, że klub wypłaci zaległości w sześciu ratach. Końcówki każdego miesiąca od kwietnia do września miały obligować klub do zapłaty. Mamy końcówkę lipca i dalej nic nie pojawiło się na koncie - zakończył obecny zawodnik ŻKS ROW Rybnik.