Greg Hancock jedynym liderem po GP w Malilli? "Na tej pozycji czuję się komfortowo"

Po czterech turniejach w klasyfikacji cyklu GP panuje olbrzymi tłok. Pozycję lidera współdzielą Greg Hancock i Tai Woffinden. Amerykanin ma plan, aby po turnieju w Malilli być samotnym przodownikiem.

W tym artykule dowiesz się o:

Pomiędzy pierwszymi, a ósmym Fredrikiem Lindgrenem różnica wynosi zaledwie osiem punktów, a na wyżej wspomnianym szwedzkim obiekcie o wielką nagrodę tego państwa jeźdźcy będą rywalizować już w sobotę wieczorem. - Na tej lokacie, na której obecnie się znajduję czuję się bardzo komfortowo, ale jeszcze wyboista droga przed nami, do osiągnięcia swoich celów. Jest niesamowicie ciasno punktowo. Nam z Taiem jest wygodnie na fotelach prowadzących. Ale żeby zdobyć mistrzostwo będę musiał pokonać również jego. Przyszłość jest jednak wielką niewiadomą - mówi dwukrotny mistrz świata.
[ad=rectangle]
Owal Dackarny znacznie różni się od choćby tego na jakim przyszło im występować dwa tygodnie temu w Pradze. - To jest dobry tor do ścigania, trochę bardziej kameralny, sprawiedliwszy dla wszystkich. Wyniki końcowe mogą się jednak po takiej odmianie wywrócić do góry nogami. Zobaczymy, ja mam nadzieję na przedłużenie swojej korzystnej serii - zaznacza.

Nawiązując do poprzedniej wypowiedzi, obcokrajowiec Grupy Azoty Unii Tarnów trzy ostatnie odsłony cyklu kończył w finale. W Bydgoszczy i Tampere zabrakło dla niego miejsca na podium. W Pradze był drugi. - Fantastycznie było zając drugi stopień "pudła" na Markecie. Spadł mi z tego powodu trochę kamień z serca. Małe fatum ściągnięte (śmiech). Musimy teraz koniecznie utrzymać koncentrację i przed siebie - oznajmia.

Po średnim początku rozgrywek nie ma już śladu. Bo choć jego pierwsze tegoroczne starty, sparingi nie napawały optymizmem, on sam nie panikował. - Podczas takich zawodów testuje i próbuje się wiele rzeczy. Póki nie ma jeszcze poważnego ścigania o punkty sprawdzasz jak najwięcej. Jest to czasem okupione słabszymi wynikami, ale one nie mają wtedy znaczenia. Mieliśmy być gotowi, w dobrej dyspozycji na start ligi i Grand Prix, kiedy zaczyna się jazda o "coś". W sumie udało się poza nieszczęsnym Auckland, które było dla mnie straszne. Byłem pewny i przygotowany mentalnie by tam triumfować. Teraz tak z perspektywy czasu myślę, że aż za pewny. Zdołałem się odblokować dopiero na dwie ostatnie gonitwy. Od tego momentu jest już wszystko w porządku - tłumaczy.

Źródło artykułu: