Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (118): Pan Władek

Warszawa, stadion "Gwardii" koniec lat 90-tych. Na torze trwa mecz żużlowy. Na trybunie, na prawo od budki sędziego siedzi starszy mężczyzna otoczony wianuszkiem młodzieży.

W tym artykule dowiesz się o:

Ze swadą komentuje jej przebieg rywalizacji, tłumaczy szczegóły techniczne motocykli, regulamin zawodów a także decyzje arbitra. Kibice dla których mógłby być dziadkiem, a nawet pradziadkiem słuchają z zainteresowaniem opowieści starszego o kilkadziesiąt lat żużlowego przyjaciela, od razu widać, że jest dla nich olbrzymim autorytetem. To Władysław Pietrzak, przykład, że można zostać legendą żużla nigdy go wyczynowo nie uprawiając. Bo Pietrzak był nią z całą pewnością już za życia. Chłopak z Warszawy, rocznik 1919, jeszcze przed wojną działał w Polskim Klubie Motocyklowym, który został później pierwszym drużynowym żużlowym mistrzem kraju i rozpoczął swoją działalność dziennikarską. Wojna, jak wielu z jego pokolenia, zabrała mu najlepsze lata młodości. Działał w konspiracji, należał do Armii Krajowej (pseudonim Prus), walczył w Powstaniu Warszawskim, a po zakończeniu szybko powrócił do swojej wielkiej pasji, sportów motorowych, a przede wszystkim żużla.
[ad=rectangle]
Władysław Pietrzak to był taki "człowiek orkiestra". Znakomity dziennikarz, uznany sędzia, wybitny działacz na skalę międzynarodową. Kiedy jesienią 1946 roku katowicki "Sport" zaczął publikować na swoich łamach specjalną kolumnę poświęconą sprawom sportów motorowych, jej redagowanie powierzył właśnie jemu. Potem był wierny tej redakcji przez kilkadziesiąt lat, pisząc między innymi korespondencje z najważniejszych światowych imprez i przeprowadzając wywiady z największymi osobowościami tego sportu. Jeszcze w latach 40-tych pisywał o żużlu w miesięczniku "Motoryzacja". Dziś jego artykuły i wiedza w nich zawarta stanowią kopalnie informacji dla pasjonatów historii tego sportu. Mój dzisiejszy bohater był aktywny jako dziennikarz do późnej starości. Jeszcze w latach 90-tych jego pióro znaczyło wiele w powstałym wówczas "Tygodniku Żużlowym". Pamiętam oryginalną metodę, którą stosował aby przedstawić różne poglądy na dany temat. Otóż pod jednym pseudonimem wyrażał jeden pogląd, aby w kolejnym numerze pod innym pseudonimem lub własnym już nazwiskiem z nim polemizować. I poza redakcją nikt nie wiedział, że to jedna i ta sama osoba.

Był też Władysław Pietrzak autorem kilku interesujących większych opracowań poświęconych sportowi żużlowemu, cenionych i dziś np. kompendium wiedzy żużlowej "Kibic na torze", czy też "O Grand Prix prawie wszystko". Był też inicjatorem i współautorem historii Polskiego Związku Motorowego "40 lat w służbie motoryzacji". Ale Pietrzak, o czym mniej dzisiaj się pamięta związany był także z radiem i telewizją, a za program "Magazyn Postępu Technicznego" na antenie Telewizji Katowice otrzymał nagrodę "Złoty Ekran". Jako arbiter prowadził zawody od zarania powojennego polskiego żużla. To on był rozjemcą finałowego meczu o Drużynowe Mistrzostwo Polski pomiędzy Unią Leszno i CWKS Wrocław w 1952 roku. Ale do legendy przeszły inne zawody, które sędziował, mowa oczywiście o słynnym, pierwszym polskim finale Drużynowych Mistrzostw Świata we Wrocławiu w 1961 roku, w którym nasza drużyna w składzie: Florian Kapała, Mieczysław Połukard, Henryk Żyto, Marian Kaiser i Stanisław Tkocz wywalczyła historyczne "złoto". Finał mocno opóźniony ze względu na spóźniony samolot z Londynu, którym leciała spora część jego uczestników i zakończony przy blasku świateł z reflektorów prywatnych samochodów ustawionych tuż za bandą w pasie bezpieczeństwa, co Plastyczny, wciągający czytelnika opis tych zawodów, cytowany potem wielokrotnie w różnych publikacjach, jest autorstwa nie kogo innego, ale właśnie Pietrzaka.

Sprawdzał się też, jak wspomniałem, jako działacz. Po wojnie reaktywował śląsko-dąbrowski okręg PZMot, potem pełnił przez wiele lat różne odpowiedzialne funkcje w strukturach polskiego sportu motorowego. W połowie lat 50-tych został delegatem na kongres FIM, w późniejszym czasie został prezydentem Komisji Wyścigów Torowych FIM, Honorowym Członkiem FIM i w końcu Honorowym Prezydentem tej międzynarodowej organizacji. Był cenionym w świecie fachowcem od regulaminów żużlowych, jego zasługą było jego ujednolicenie. "Ludowa" władza nie ułatwiała mu życia, w stanie wojennym odebrano mu paszport, przez wiele lat nie mógł wyjechać zagranicę, chociażby na koleje obrady FIM. Ostanie lata spędził schorowany pod opieką przyjaciół w ukochanej w Warszawie.

Zmarł w 2008 roku dożywając wieku 89 lat. Lat pięknie przeżytych, oddanych wielkiej pasji - sportowi żużlowemu. Pamiętają o nim działacze Warszawskiego Towarzystwa Speedwaya organizując od niedawna zmagania juniorów o Memoriał Władysława Pietrzaka. Pamiętajmy i my, dziennikarze i kibice, bo po prostu pan Władysław na naszą pamięć zasłużył...

Robert Noga

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: